Przewoźnicy oczekują informacji o przyznawaniu im działek czasowych na starty lądowania (slotów), bo wiadomo, że nie ma możliwości przywrócenia normalnego rozkładu lotów.

Najdłuższą przerwę w lotach na Zaventem (do 31 marca) zapowiedziała Lufthansa, która ze swojego centrum przesiadkowego we Frankfurcie zorganizowała komunikację autobusową – odległość z Frankfurtu do Brukseli to 400 km.

W ostatni piątek władze lotniska w końcu zostały wpuszczone na teren zniszczonego podczas zamachów terminala. Muszą teraz dokonać oceny strat i podjąć decyzje o remoncie, bądź wyburzeniu hali. Na stronie internetowej lotniska do południa w Poniedziałek Wielkanocny nie było żadnej informacji, kiedy obiekt mógłby zostać udostępniony pasażerom. Na razie służby bezpieczeństwa ściśle kontrolują wszystkich wchodzących na teren, a linie lotnicze korzystają z pobliskich.

Problem w tym, że trzy belgijskie porty w Liege, Ostendzie i Antwerpii są zbyt małe, aby przyjmować większe samoloty. Tam, zamiast na Zaventem, lata Brussels Airlines, największa belgijska linia lotnicza, która jest w stanie wykonać po 15 powrotnych lotów krótkodystansowych dziennie, najczęściej do wakacyjnych miejscowości w Hiszpanii, Francji i we Włoszech. Belgowie wysłali także 5 pustych dużych maszyn do Afryki, gdzie zostawili pasażerów. Dowieźli ich do Zurichu, skąd dalszą podróż kontynuowali koleją.

Ryanair, który jest największym przewoźnikiem operującym z oddalonego o 55 km od Brukseli Charlerois, przeniósł tam wszystkie loty z Zaventem. Mniejsze linie - hiszpański Vueling i należący do TUI Jetairfly latają z Liege, Antwerpii i Ostendy. Ale możliwość przyjmowania maszyn przez te lotniska jest bardzo ograniczona. Dlatego, jak na razie LOT proponuje pasażerom lecącym do Brukseli loty do Amsterdamu, bądź Duesseldorfu. natomiast brytyjski niskokosztowy Easyjet lata do Lille w Północnej Francji.