O tym, że będzie musiał odejść po doprowadzeniu portów lotniczych do doskonałej kondycji finansowej, było wiadomo od kilku tygodni. Zresztą i on sam dymisję składał kilkakrotnie na ręce nowego ministra Infrastruktury Andrzeja Adamczyka. Ostatnio - kilka tygodni temu po tym, jak z nieoficjalnych informacji wynikło, że lotnisko Chopina nie jest dobrze strzeżone. Mówiono wówczas o tym, że minister infrastruktury zdymisjonuje Michała Kaczmarzyka, ale ostatecznie dymisja nie została przyjęta, a jedynie PPL musiał wypowiedzieć umowę Konsalnetowi- firmie ochroniarskiej, która odpowiada za kontrolę bezpieczeństwa.
Kaczmarzyk przyszedł do PPL w lutym 2014 roku. Przez czas do złożenia dymisji - jak sam mówi z powodów osobistych- odłożył pieniądze na rezerwy, zmienił system wynagrodzeń, zlikwidował m.in 36-miesięczne odprawy dla pracowników, którzy odchodzili z firmy po minimum 10 latach pracy. Zlikwidował dublujące się stanowiska, bo za jego poprzednika taniej było przyjąć nową osobę, niż płacić odprawę zwolnionemu pracownikowi . W programie dobrowolnych odejść firmę opuściło ok 800 osób z 2,1 tys. zatrudnionych. Wiele z osób, które odeszło, chciało potem wrócić do pracy w PPL. Niedogodnością było to, że warunkiem było oddanie odprawy.
W czasie niespełna dwuletniej kadencji odchodzący szef PPL przyspieszył modernizację portu, znalazł nowego wykonawcę do zakończenia budowy hotelu na stołecznym lotnisku, otworzył nowe poczekalnie, a co najważniejsze - otworzył nowy terminal. Lotnisko Chopina jest dzisiaj jednym z niewielu w Europie, gdzie gwarantowany czas przesiadki wynosi 35 minut, a odprawa pasażera od zeskanowania karty pokładowej, do wyjścia z kontroli bezpieczeństwa, to 15 minut.
Na ten rok Lotnisko Chopina szacowało zysk w wysokości 200 mln złotych.
Następcą Michała Kaczmarzyka ma być Mariusz Szpikowski, w przeszłości prezes Air Italy Poland.