Gość zaznacza, że Centralny Port Lotniczy jest na sinusoidzie. - Raz go budujemy, potem robimy analizy, rezygnujemy – mówi.
- W 2002 r. była analiza i gdybyśmy wtedy podjęli decyzję, że budujemy to może to miałoby sens. W 2006 r. - kolejna. Schowano ją do szuflady, tak samo w 2010 r. Pieniądze by się nawet znalazły, bo banki by je pożyczyły, ale obawiano się wtedy spustoszenia, które ten port sieje względem lotnisk regionalnych a przede wszystkim Warszawy, w którą zainwestowaliśmy około dwóch miliardów złotych – tłumaczy.
Furgalski podkreśla, że dotychczas były jakieś analizy ekonomiczne, a teraz nie ma żadnych analiz, jest tylko decyzja.
- Port - czy on by kosztował 30 miliardów złotych, podejrzewam, że więcej - musi być doskonale skomunikowany. W tej chwili, gdybyśmy mówili o 50 milionach pasażerów, to to nie jest port tylko dla Polaków. On musi zbierać także pasażerów dookoła naszego kraju – mówi ekspert.
Zaznacza, że na razie Unia Europejska nie mówi, że potrzebujemy wielkich hubów, czy nawet lotnisk, dlatego zdecydowała się nie przeznaczać żadnych pieniędzy na rozbudowę lotnisk, żeby nie iść w kierunku Hiszpanii, gdzie do kolei trzeba dopłacać, bo nikt nie jeździ, a porty lotnicze są sprzedawane za psie pieniądze Chińczykom. - Polska idzie trochę w tym kierunku – ocenia Furgalski.