Listy te wydobył ze starych zakurzonych pudeł syn Stanisława Lema – Tomasz, o czym napisała we wstępie do tomu Ewa Lipska. „Miałam poczucie, że włamuję się do przeszłości, do tego, czego już nie ma, co bezpowrotnie minęło i stało się jedynie tęsknotą wspomnień" – zanotowała.
Prywatne relacje
W istocie sformułowanie „włamanie" ma coś z prawdy, bo publikowanie odnalezionych listów pod nieobecność autora zawsze budzi wątpliwość, czy on by tego sobie życzył – to w zamyśle prywatna korespondencja. Kontrargumentem może być stwierdzenie, że w każdej postaci spuścizna mądrego umysłu jest cenna. Nie przeczę. Przyglądając się jednak tym listom, można też powiedzieć, że nie wnoszą nic istotnego do wiedzy o autorach, poza wglądem w prywatne relacje. Nie ma w niej też niczego, co zarumieniłoby policzki czytelnika.
Pierwsze pismo z korespondencyjnej teki zawierającej 33 listy napisane zostało przez Ewę Lipską 12 maja 1983 roku w Krakowie. Pretekstem był okolicznościowy poemat — „nie jestem pewna, czy pan jest solenizantem majowym czy listopadowym". Odpowiedź z Wiednia, gdzie przebywał Lem z żoną Barbarą i synem Tomaszem oraz jamnikiem Protonem, nadeszła po 11 dniach.
Autorzy byli jeszcze wówczas na pan/pani, tytułując listy najczęściej „Droga pani Ewo", „Drogi panie Stanisławie". Lipska miała lat 38 i na koncie nie tylko kilka tomików wierszy, ale też liczne nagrody poświadczające jej poetycki talent, pośród nich Nagrodę Fundacji im. Kościelskich czy nagrodę PEN Clubu. Lem był 62-letnim pisarzem o sławie międzynarodowej.
Nie byli jeszcze bardzo zaprzyjaźnieni i dopiero 22 września 1987 roku pojawił się nagłówek „Kochana pani Ewo", a potem przyszła forma na imiennie już wymieniane serdeczności. Opublikowana korespondencja pochodzi z ośmiu lat coraz bardziej zażyłej znajomości.