No i mamy kolejną edycję Listy 500. Zawsze czekam na nią z zainteresowaniem, ale w tym roku czekałem z zaciekawieniem wyjątkowym. Dlaczego? Bo nie do końca rozumiem, co naprawdę dzieje się dziś w gospodarce. W normalnych czasach dane z Listy stanowią przede wszystkim dobre uzupełnienie danych statystycznych prezentowanych przez GUS. Pokazują więcej, np. lepiej informują o zmianach strukturalnych, ale w generalnej wymowie potwierdzają znane nam trendy.
Sprzeczne sygnały z gospodarki
W czasach nie do końca normalnych dzieją się jednak czasem rzeczy dziwne, które trudno wytłumaczyć. Obiektywne dane statystyczne zaczynają się rozmijać z nastrojami. To z kolei może wpływać na decyzje przedsiębiorstw, czyniąc je na pozór trudnymi do zrozumienia. Z taką właśnie sytuacją musieliśmy się najwyraźniej zmierzyć w zeszłym roku. Z gospodarki płynęły dziwne i sprzeczne sygnały. Mieliśmy do czynienia z solidnym wzrostem popytu rynkowego – stymulowanym i rosnącymi płacami, i zwiększonymi wydatkami socjalnymi rządu. Nieźle było również na rynkach zagranicznych, a nasz eksport wzrastał w tempie najszybszym od kilku lat. Ceny i kursy walutowe były dość stabilne, stopy procentowe rekordowo niskie, sektor bankowy gotów do udzielania kredytów, środki zgromadzone na firmowych kontach ogromne, w finansach państwa nie zagrażała żadna katastrofa. Mogłoby się więc wydawać, że również w firmach powinien zapanować optymizm, znajdując swoje ujście we wzroście inwestycji. Tymczasem dane GUS wskazują na coś innego – w inwestycjach mieliśmy w roku 2016 wyraźną zapaść. Oczywiście, że za większą część tego zjawiska odpowiadało załamanie się inwestycji publicznych, przede wszystkim infrastrukturalnych. Ale dostępne (póki co niepełne) dane sugerują, że również w przypadku inwestycji przedsiębiorstw mieliśmy w najlepszym razie do czynienia ze stagnacją, a w wielu branżach bez wątpliwości z poważnym spadkiem.
Czy dane z Listy 500 potwierdzają, że z nastrojami w przedsiębiorstwach nie jest najlepiej, a decyzje inwestycyjne rozbiegły się z wynikami produkcyjnymi i finansowymi? Niestety, tak. Dane o sprzedaży wyglądają naprawdę dobrze: we wszystkich 500 firmach wzrosła ona o 3,5 proc. Wzrosły też zyski: w tych 338 firmach z Listy, które podały porównywalną informację za ostatnie lata, suma zysków wzrosła o 80 proc. A jednocześnie inwestycje (zaraportowane przez 219 firm, które podały takie informacje) spadły nominalnie o 7 proc.
Jak to możliwe? Spadek zapału do inwestowania w firmach daje się wytłumaczyć tylko powszechnym wzrostem poczucia niepewności. Niepewności dotyczącej otoczenia zewnętrznego Polski – wstrząsanego niepokojem o skutki Brexitu, wyboru Donalda Trumpa czy zbliżających się wyborów w kilku krajach europejskich. Ale również niepewności dotyczącej polityki, którą ma zamiar prowadzić nasz rząd. Bo trudno o jakąkolwiek pewność, jeśli najważniejsi członkowie rządu potrafią w ciągu kilku tygodni złożyć kilka całkowicie sprzecznych deklaracji na temat kierunku fundamentalnych zmian podatkowych, a na koniec powiedzieć, że chwilowo żadnych zmian nie będzie. Albo jeśli podejmowane przez poszczególne ministerstwa działania stoją w całkowitej sprzeczności ze strategią polityki gospodarczej ogłoszoną przez wicepremiera Morawieckiego.
Refleksja nad historią i przyszłością
Czy kiepskie nastroje mogą być trwałym zagrożeniem dla rozwoju polskich firm? Czy też mamy do czynienia tylko z czasowym odchyleniem od ścieżki rozwoju, na którą za czas jakiś powrócimy? Pomocą w odpowiedzi mogą być doświadczenia z przeszłości. Przypomnę więc teraz krótko historię rozwoju polskich firm widzianą przez pryzmat moich komentarzy do kolejnych edycji Listy 500. Ku refleksji i zastanowieniu, co może nas czekać w przyszłości.