czytaj także:

To wtedy Mitch & Mitch z udziałem Zbigniewa Wodeckiego wykonał repertuar z solowego albumu z 1976 r. Potem powstała płyta live "1976: A Space Oddysey" nagrodzona dwoma Fryderykami 2016.

– Byłem zaskoczony tym pomysłem, bo nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać po Mitch & Mitch, który ma opinię polskiego Franka Zappy. Cała rzecz przypomina lot superszybkiego samolotu kierowanego przez pilota chwilę po tym, gdy palił marihuanę – powiedział Zbigniew Wodecki. – Czuję tremę i cały czas się zastanawiam, czy się nie wycofać. Pozostaje mi nadzieja, że na próbach dowiem się do końca, jaki kształt przyjmie wykonanie mojego albumu. Nie mam jednak wątpliwości, że zachowany zostanie jedynie jego kościec, a reszta będzie zdecydowanie przearanżowana. Jesteśmy przecież z różnych muzycznych parafii. Od dziecka ćwiczyłem, żeby czysto wykonać sekstę czy oktawę, a Mitch & Mitch idzie na żywioł.

– Płyta zostanie wykonana z pietyzmem, możliwe są jedynie delikatne zmiany aranżacyjne – mówił Macio Moretti, lider Mitch & Mitch w 2013 roku. – Proszę się nie spodziewać żadnej zgrywy, jestem zachwycony zarówno płytą, jak i panem Zbigniewem. To wielki artysta i dżentelmen.
Moretti albumu Wodeckiego słucha od ponad dziesięciu lat.

– Zaprezentował mi go Tomek Konca z zespołu Transmisja – opowiada Moretti. – Obecnie słucham go w formacie MP3 z iPoda, z CD oraz winyla, który udało mi się kupić tanio na Allegro. Jestem pewien, że po sierpniowym koncercie cena debiutanckiej płyty Zbigniewa Wodeckiego pójdzie w górę.

– Kiedy szykowałem debiutancki album, byłem zafascynowany Burtem Bacharachem, a także zespołami Blood Sweat And Tears i Earth Wind And Fire, w których dużą rolę grała sekcja dęta – mówi Zbigniew Wodecki. – Pracowałem nad utworami sam, wchodząc do studia, by nagrać poszczególne partie. Trudno nawet nazwać te utwory piosenkami, bo to osobne kompozycje.