„Tu jest bomba" – taki komunikat stawia na nogi policję i właścicieli obiektów. W tym roku w kraju było już 260 fałszywych zgłoszeń o bombach (rzadziej pożarach) podłożonych w urzędach, centrach handlowych czy lotniskach – wynika z danych Komendy Głównej Policji, które poznała „Rzeczpospolita".
Za wszczęcie fałszywego alarmu o zagrożeniu grozi do ośmiu lat więzienia. To jednak nie odstrasza: liczba takich przestępstw alarmująco rośnie.
Z danych KGP wynika, że w ubiegłym roku stwierdzono 879 takich zdarzeń, czyli o 258 więcej niż w 2014 r., kiedy było ich 621. Skala zjawiska tym bardziej niepokoi, że część alarmów ma charakter kaskadowy – to samo fałszywe zgłoszenie trafia w wiele miejsc, co zakłóca działalność kilku tysięcy instytucji rocznie.
Najczęściej do fałszywych alarmów dochodzi na Mazowszu – w zeszłym roku było ich 142 – i na Śląsku – 130. Najmniej, zaledwie osiem, na Podlasiu.
Trudno o wnioski dotyczące „kalendarzowej" aktywności sprawców. O ile w 2014 r. najbardziej „bombowy" był grudzień, o tyle w roku ubiegłym marzec, gdy padł rekord 206 „fałszywek".