- Jeżeli ważna ochraniana osoba ląduje w szpitalu, to znaczy, że w BOR coś się dzieje źle - mówił Paweł Reszka w rozmowie z Bartoszem Węglarczykiem "Onet rano".
Reszka powoływał się na swoje rozmowy z byłymi już funkcjonariuszami BOR, z których wynika, że to nie PiS zepsuł Biuro Ochrony Rządu, ale skutecznie przyczyniali się do tego od wielu lat politycy różnych opcji. - Mamy taką opowieść, jak to od czasów prezydenta Wałęsy wprowadzało się swoich ludzi do BOR, jak załatwiało się posadki znajomym, jak przyspieszano w związku z tym ścieżki awansu - mówił Reszka.
Zdaniem dziennikarza, w wyniku takich działań to BOR zaczął się "dostrajać do polityków". - Profesjonalizm - tak, ale na pierwszym miejscu lojalność - lepiej za szybko nie awansować, lepiej się nie wychylać. Bo jeżeli to politycy decydują o tym, kto ma ich ochraniać, kto ma być szefem ochrony... - mówił Reszka.
Dziennikarz przywołał przykład obecnego wiceministra spraw wewnętrznych, który po wygraniu wyborów prezydenckich przez Andrzeja Dudę, sam będąc jeszcze zwykłym posłem, wręczył listę osób, które mają ochraniać prezydenta Dudę.
- Rozumiem, że jeśli cały dzień chodzi za tobą ochroniarz, a ty nie czujesz z tym człowiekiem chemii, masz prawo poprosić o jego zmianę. Ale nie masz prawa decydować o tym, kto cię będzie ochraniał - stwierdził Reszka.