– Alternatywy (wobec tzw. porozumień mińskich) są dwie: zbrojne rozwiązanie konfliktu lub otwarta ofensywa na Federację Rosyjską – powiedział Petro Poroszenko. W ten sposób skomentował nastroje części ukraińskich polityków, którzy opowiadają się za zerwaniem zawartych w Mińsku porozumień. – Proszę porównać budżety wojskowe i możliwości. Proszę też wziąć odpowiedzialność za przyszłe ofiary – mówił ukraiński przywódca.
Od dwóch lat w ukraińskiej Radzie Najwyższej toczy się gorąca dyskusja na temat uregulowania sytuacji na wschodzie kraju. Zwolenniczką zmiany formatu normandzkiego jest m.in. wiceprzewodnicząca ukraińskiej Rady Najwyższej Oksana Syroid. Według niej rozmowy o przyszłości Donbasu powinny się odbywać z udziałem przedstawicieli USA, Wielkiej Brytanii oraz Polski. – Normandzka czwórka rozmawia dzisiaj o rzeczach, które nie istnieją. Nie ma konfliktu na wschodzie Ukrainy, problemem jest Rosja. Powinniśmy dzisiaj nazwać rzeczy po imieniu – mówiła w rozmowie z „Rz" kilka dni temu Syroid. Jak twierdzi, to właśnie Zachód nalegał na władze w Kijowie, by nie wypowiadały wojny Rosji.
Podczas niedawnego spotkania w Berlinie przywódcy Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy porozumieli się co do stworzenia specjalnej mapy drogowej, która określi kolejność wykonania postulatów porozumień mińskich. Mapę tę w ciągu miesiąca mają zatwierdzić szefowie dyplomacji czterech krajów.
– Na razie nie powstał nawet żaden z postulatów do tej mapy. Moskwa i Kijów po swojemu odczytują porozumienia mińskie, a różnica zdań jest zbyt duża - mówi „Rz" kijowski politolog Wołodymyr Fesenko.
Moskwa nalega, by Kijów najpierw nadał specjalny status Donbasowi oraz przeprowadził tam wybory. Ukraina z kolei utrzymuje, że będzie to możliwe dopiero wtedy, gdy rosyjscy żołnierze opuszczą obwody doniecki i ługański oraz gdy ponadstukilometrowy odcinek granicy ukraińsko-rosyjskiej powróci pod kontrolę Kijowa.