– Jeśli Trybunał uzna pozwanego za winnego, może zażądać restytucji (czyli przywrócenia stanu sprzed dokonania przestępstwa). A to może oznaczać anulowanie wyników referendum na Krymie – uważa rosyjski specjalista prawa międzynarodowego Ilja Raczkow.
„Krymskie referendum" to głosowanie 16 marca 2014 roku, które odbyło się na półwyspie pod nadzorem rosyjskiej armii. Według oficjalnych wyników prawie 100 proc. biorących udział opowiedziało się za przyłączeniem do Rosji.
Ukraina obecnie skierowała do oenzetowskiego Trybunału pozew przeciw Rosji, zarzucając jej złamanie dwóch międzynarodowych konwencji: o zwalczaniu terroryzmu i zakazującej wszelkich form dyskryminacji. Pierwszą Kreml miał naruszyć, wspierając separatystów w Donbasie (oraz dokonując szeregu zamachów terrorystycznych, m.in. zestrzeliwując malezyjskiego boeinga). Drugą – prowadząc represje wobec „nierosyjskich grup narodowościowych na okupowanym Krymie, głównie Tatarów i Ukraińców".
Wstępne rozpatrzenie pozwu może potrwać dwa lata. Jednak na poczet wyroku Trybunał może już obecnie nałożyć na pozwanego „tymczasowe środki zapobiegawcze", wśród których Ukraina żąda m.in. zabrania całej rosyjskiej broni z Donbasu i przerwania represji nie-Rosjan na Krymie.
– Większość Rosjan uważa, że zajęcie Krymu było przywróceniem sprawiedliwości, której zasady złamano, niszcząc Związek Radziecki. A ZSRR według nich rozpadł się, ponieważ elity polityczne oszukały naród – powiedział „Rzeczpospolitej" socjolog z moskiewskiego Centrum Lewady Aleksandr Grażdankin.