Coraz to nowocześniejsze biurowce rosną nie tylko w Warszawie, ale i w miastach regionalnych. Rynek potrzebuje tych wszystkich powierzchni? Jest aż tak dobrze?
Rynek biurowy w Polsce, zwłaszcza w Warszawie, jest na bardzo ciekawym etapie rozwoju. Interpretacja suchych danych dotyczących popytu i podaży może zaburzać całościowy obraz i niewprawnych obserwatorów doprowadzić do błędnych wniosków.
Na różnych etapach budowy jest bardzo duża ilość nowej powierzchni, ale największe inwestycje będą oddane najwcześniej w 2020 r. Oznacza to, że czynsze za powierzchnie, które są dostępne w istniejących budynkach mogą nieco pójść w górę. Tendencję wzrostową obserwujemy zresztą w całej Europie.
W zeszłym roku stawka najmu biura w centralnych obszarach biznesowych w największych zachodnich stolicach wzrosła średnio o 6 proc., licząc rok do roku. U nas ten proces dopiero się zaczyna. Daleki byłbym jednak od ogłaszania końca rynku najemcy w Polsce, bo z tyłu głowy trzeba mieć właśnie wszystkie nowe projekty, które niedługo zostaną ukończone.
Patrząc całościowo, rynek jest w świetnej kondycji, a najemcy są bardzo aktywni. W zeszłym roku w samej Warszawie wynajęto ponad 820 tys. mkw. biur. Nieznacznie wyższy wynik odnotowano do tej pory tylko raz, w 2015 r. Dzięki temu, że dużą część popytu wygenerowały ekspansje i napływ nowych firm, poziom absorbcji był najwyższy w historii, wynosząc ponad 378,5 tys. mkw.