Nad pozornie prostą sprawą specjaliści ślęczą już dziesięć miesięcy. Do wyjaśnienia okoliczności zdarzenia z 10 lutego zatrudniono najlepszych ekspertów. Wśród nich znaleźli się m.in. biegli zaangażowani w odtwarzanie dźwięku z czarnych skrzynek TU-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, oraz wielu innych, którym udało się wyjaśnić okoliczności dziesiątek, jeśli nie tysięcy, o wiele poważniejszych niż wypadek samochodowy zdarzeń. Naprawdę polegli na jakimś pancernym audi A8 i rzeczywiście nie potrafią odczytać rejestratorów tego auta? A skoro nie potrafią, to po co piszą ekspertyzę dotyczącą okoliczności wypadku? Naprawdę śledczy muszą posiłkować się opinią (ponoć niezależnego) eksperta z Niemiec? Przecież na lewo i prawo mówi się Polakom, że nasi specjaliści (wszystkich branż) są najlepsi na świecie. Lada moment okaże się, że do wyjaśnienia tego wypadku konieczne stanie się powołanie specjalnej komisji śledczej...

Żarty na bok. Sprawa jest wszak bardzo poważna. W wypadku uczestniczyła przecież premier polskiego rządu. Śledztwo musi trwać długo, bo trzeba dogłębnie wyjaśnić wszystkie okoliczności, by bezpodstawnie nie oskarżać o spowodowanie wypadku młodego kierowcy (kara, która mu grozi za nieumyślne spowodowanie wypadku, jest przecież wysoka). Bo przecież raz na zawsze trzeba przeciąć plotki, że kolumna rządowa jechała bez wymaganego oznakowania z prawidłową prędkością. Nie można wystawiać na szwank dobrego imienia funkcjonariuszy BOR. W tej sprawie nie może być żadnych niedomówień. I nie ma się co oglądać na koszty i długość postępowania wyjaśniającego.

Obserwując wysiłki śledczych, chciałoby się, by tak drobiazgowe dochodzenie dotyczyło każdego wypadku w Polsce. Tymczasem, kiedy zderzy się auto Kowalskiego z autem Nowaka, policja niemal błyskawicznie, m.in. na podstawie drogi hamowania, uszkodzeń pojazdów i zeznań świadków, jest w stanie ustalić, kto jest winien, jaka była prędkość pojazdów itd.

Rekonstrukcją wypadków drogowych zajmuje się w Polsce całkiem pokaźne grono osób. Są wśród nich rzeczoznawcy, biegli sądowi, funkcjonariusze drogówki, pracownicy firm ubezpieczeniowych. Wypadki drogowe i ich okoliczności są też przedmiotem badań naukowych. Powstają nawet specjalne podręczniki. Pozostaje mieć nadzieję, że wypadek Beaty Szydło zasłuży na to, by kolejne wydania takich książek uzupełnić o rozdział: „Analiza wypadków drogowych z udziałem VIP-ów". A gdyby ów rozdział rozszerzyć o wypadek prezydenta czy szefa resortu obrony, powstałaby odrębna – jakże cenna – pozycja.