Do zmian tych przepisów namawialiśmy na łamach „Rzeczpospolitej" wielokrotnie, a kwestię repatriacji podnieśliśmy w samym środku kampanii wyborczej na tyle skutecznie, że deklaracje szybkiego powrotu do tego tematu uzyskaliśmy zarówno od ówcześnie rządzących, jak i od opozycji. Mimo że po wyborach role się odwróciły, a może właśnie dzięki temu, sprawa została potraktowana absolutnie priorytetowo. I mamy tego pierwsze efekty.
Przedstawiony publicznie projekt znowelizowanego prawa o Karcie Polaka rozwiązuje wiele problemów, które stały za słabą efektywnością dotychczasowych przepisów. Po pierwsze, za statusem posiadacza tego dokumentu idą w końcu realne świadczenia materialne. Po drugie, dochodzi zniesienie płatności za złożenie wniosku (dotąd opłaty były iście zaporowe), zrefinansowanie kosztów przejazdu do Polski oraz edukacji językowej i zawodowej. Po trzecie, arcyważną zmianą jest skrócenie okresu oczekiwania na obywatelstwo do 12 miesięcy oraz wyjątkowy bonus, jaki stanowi możliwość podjęcia decyzji i przeprowadzenia procedury podczas pobytu w kraju nad Wisłą. Obowiązujący przepis o konieczności powrotu do miejsca zamieszkania i ustawienia się w kolejce do konsula wielu Polonusów skutecznie zniechęcał.
Czy nowe przepisy wyzwolą masowy powrót Polaków do kraju? Niewątpliwie pomogą... najbardziej przedsiębiorczym albo zdeterminowanym. Bez wątpienia procent przyznawanych Kart Polaka się zwiększy i choćby z tej przyczyny nowej władzy należą się brawa.
Trudno jednak nie wspomnieć o mankamentach znowelizowanych przepisów. Otwierają drogę do osiedlania się w Polsce, ale cały proces oddają w ręce zainteresowanych. Państwo polskie zaopatrzy ich w pieniądze, ale pod warunkiem, że budżet państwa będzie dysponował środkami (sic!).
I ważna uwaga na koniec. Nowelizacja przepisów o Karcie Polaka niewiele wnosi w kwestii oczekiwanej zmiany w ustawie repatriacyjnej. Repatriacja to inny kaliber procesów przesiedleńczych. Tu państwo będzie musiało bardziej się wysilić, chociażby zapewnić wsparcie przy przenoszeniu majątku.