Przeciwnie, to był sygnał wysłany do wewnątrz swojego obozu. Pierwszy niewypowiedziany wprost brzmiał: dość atakowania prezydenta. Bez względu na to, czy i jak szybko dojdzie do porozumienia w sprawie reformy sądownictwa, Duda wykonał wobec Kaczyńskiego kilka gestów – na przykład dał się sfotografować, jak wita prezesa PiS w drzwiach Belwederu. Część radykalniej nastawionych wyborców prawicy uznała bowiem, że swym dotychczasowym postępowaniem obraził byłego pryncypała. Ale tu nie chodzi tylko o maniery. Duda, jak widać, chce porozumienia w sprawie sądów, bo zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli do reformy sądownictwa nie dojdzie, to on stanie się chłopcem do bicia. Kaczyński dał więc sygnał co bardziej radykalnym członkom własnego obozu, że obrażając dalej głowę państwa, nie da się wiele uzyskać i że lepiej postawić na jedność.

Drugi sygnał dotyczył rekonstrukcji rządu. Mówiąc o powściąganiu osobistych ambicji i konieczności korekt, Kaczyński dał do zrozumienia swojemu środowisku, że pilnie się wszystkim przygląda i przy okazji dwulecia gabinetu Beaty Szydło w połowie listopada dojdzie do rekonstrukcji w obozie władzy. Ale tylko prezes PiS wie, jak będzie ona głęboka.

Przy okazji oberwało się Antoniemu Macierewiczowi. Zarówno szef MON, jak i jego bliski współpracownik Piotr Bączek, obecny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, domagali się ostatnio od prezydenta ujawnienia aneksu do raportu o likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. W tle były mniej lub bardziej zawoalowane oskarżenia ze strony ich środowiska, że Duda chroni dawną agenturę, otaczając się m.in. w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego oficerami z komunistyczną przeszłością. Zupełnie nieoczekiwanie po piątkowym spotkaniu Dudy z Kaczyńskim dowiedzieliśmy się, że jednym z tematów rozmowy był właśnie aneks i obaj politycy zgodzili się co do tego, że nie powinien być publikowany.

Pytanie tylko, czy te sygnały trafią do adresatów. I to nie tylko do polityków. Kaczyński z pewnością zdaje sobie sprawę, że jego radykalni wyborcy coraz bardziej się radykalizują, dawanie im satysfakcji poprzez zaostrzanie retoryki PiS i pogłębianie radykalizmu rewolucji dobrej zmiany prowadzi do jeszcze większego rozdźwięku pomiędzy radykalnym a umiarkowanym skrzydłem zarówno w partii, jak i w elektoracie. Widząc, jaka fala hejtu zalała Zofię Romaszewską, gdy ośmieliła się skrytykować pisowskie poprawki do prezydenckich ustaw, Kaczyński musi mieć świadomość, że emocje społeczne – po stronie zwolenników i przeciwników PiS – są rozbujane do granic bezpieczeństwa, o czym świadczy choćby czwartkowe samopodpalenie człowieka przed Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie. Trzeba więc tonować nastroje, zanim będzie za późno.