Rzecznik Heather Nauert poinformowała, że współpraca wojskowa Polski i USA nie jest zawieszona (choć nikt nie twierdził, że jest). Natychmiast też zaczęło się zaklinanie rzeczywistości, jak to cudowne są relacje Polski z USA. Strona pisowska odmienia słowa „fake news" przez wszystkie przypadki tylko po to, by przekonać własnych wyborców, że nigdy nie mieliśmy lepszych relacji transatlantyckich.
Można jednak zadać pytanie: skoro jest tak świetnie, dlaczego jest tak źle? Dlaczego oświadczenie Nauert rozpoczęło się od przypomnienia, że Stany Zjednoczone są wciąż zaniepokojone przyjęciem przez Polskę nowelizacji ustawy o IPN? Dlaczego 75 proc. jej wypowiedzi było poświęcone przypominaniu zastrzeżeń do tych przepisów? Dlaczego pytana o to, czy może dojść do spotkania na najwyższym szczeblu podczas szczytu NATO, odpowiedziała, że USA wywiązują się ze swych zobowiązań sojuszniczych? Dlaczego wreszcie Jan Parys – jak ujawnił to we środę portal Onet – alarmował w lutym w piśmie do szefa MSZ, że uregulowanie sporu z Waszyngtonem (którego podobno nie ma) jest dla polskiego bezpieczeństwa fundamentalne? Takich pytań pojawia się sporo.