Choć zaznaczył, że jej brzmienie jest dla niego jasne i klarowne, postanowił wykonać gest pod adresem tych wszystkich, którzy twierdzą, że może ona ograniczać swobodę wypowiedzi w kwestii Holokaustu, i skierował – po podpisaniu dokumentu – dwa zapytania do Trybunału Konstytucyjnego. Pierwsze dotyczy właśnie wolności słowa, drugie – pewności prawa. Prezydent chce, by TK orzekł, czy przepisy są wystarczająco jasne, by każdy obywatel wiedział, czy wypowiadając jakiś sąd, nie naraża się na odpowiedzialność karną. Decyzja prezydenta to gest mający na celu rozładowanie napięcia po tym, jak uchwalenie przez Sejm ustawy przewidującej karę więzienia za obarczanie państwa lub narodu polskiego współodpowiedzialnością za niemieckie zbrodnie, tuż przed obchodami Światowego Dnia Pamięci Ofiar Holokaustu wywołało kryzys w relacjach z Izraelem i z USA.

Ale też Andrzej Duda nie miał dobrego ruchu. Znajdował się pod bardzo silnym naciskiem z każdej strony. Jarosław Kaczyński wyraził oczekiwanie, że prezydent nie zablokuje ustawy, która ma być elementem walki o godność narodu polskiego. Z kolei weta oczekiwali od niego wszyscy krytycy zaproponowanych przez rząd przepisów w tej sprawie, przede wszystkim strona izraelska i amerykańska. Prezydent wybrał więc nie tyle najlepsze rozwiązanie – bo trudno w przypadku tak poważnego kryzysu mówić o dobrym rozwiązaniu – ile spośród złych wybrał akurat takie, które może przynajmniej odrobinę uspokoić sytuację.

Ale prezydent musi mieć świadomość pozorności swych działań. Większość zagranicznych serwisów informacyjnych nadała we wtorek depesze mówiące o tym, że Andrzej Duda podpisał kontrowersyjną ustawę o Holokauście (jak jest ona nazywana po angielsku). I nie wynika to ze złej woli – z punktu widzenia polityki międzynarodowej liczą się bowiem twarde fakty. A są one takie, że ustawa wejdzie w życie za dwa tygodnie. I choć MSZ Izraela wyraził nadzieję na dalszy dialog nad poprawieniem ustawy w czasie, gdy będzie nad nią pracować Trybunał Konstytucyjny, to negatywne konsekwencje tej sprawy będą trwać.

„Zdejmij jarmułkę, podpisz ustawę" – skandowali w poniedziałek pod Pałacem Prezydenckim narodowcy, a poseł Robert Winnicki mówił o Żydach, którzy chcą okradać Polskę i Polaków. To jednak niebywały skandal, że po tym, co wydarzyło się na polskich ziemiach w XX wieku, radykalni nacjonaliści nawiązujący do przedwojennych tradycji w centrum Warszawy odwołują się do antysemickich skojarzeń. Dlatego bardzo dobrze, że wszelkie przejawy nienawiści na tle rasowym czy etnicznym potępił w swym wystąpieniu Andrzej Duda. – To nienawiść doprowadziła do Holokaustu – przypominał prezydent i zaznaczał, że w Polsce nie ma miejsca dla antysemityzmu. Przypominał też o wyjątkowości zagłady Żydów w tragicznym bilansie zbrodni II wojny światowej. Było to przemówienie polityka rozumiejącego wagę dobrych relacji z Izraelem.

Tyle tylko, że mleko już się rozlało. Przed najważniejszymi politykami w Polsce stoi zadanie minimalizowania strat wynikłych z całej awantury. A że można jej było uniknąć, zdradził Witold Waszczykowski. Z rozbrajającą szczerością przyznał, że MSZ ostrzegał, że kształt zaproponowanych przez rząd przepisów wywoła sprzeciw Izraela. Teraz ruch po stronie Trybunału Konstytucyjnego, którego prezes Julia Przyłębska w piątek broniła przyjętych przez parlament przepisów.