Ale dorosły system o tych pacjentach zapomniał. Może dlatego, że zupełnie nie potrafią oni o tym opowiedzieć. Dorośli też z trudem sobie radzą, ale czasem przynajmniej zobaczą w amerykańskim serialu, że psychiatra i pomoc lekarza w zaburzeniach psychicznych to nie powód do wstydu. Że trzeba szukać pomocy i się jej domagać. Dzieci tego nie wiedzą i raczej się nie dowiedzą, bo nie ma ich kto do tego przekonać.

Jeśli w całym regionie, tak jak w Lubuskiem, jest zaledwie trzech psychiatrów dziecięcych, to znaczy, że ten rodzaj pomocy jest niedostępny. Jeśli w tym roku specjalizację z psychiatrii dziecięcej rozpoczęło w Polsce zaledwie 19 lekarzy, to znaczy, że sytuacja zamiast się poprawiać, tylko się pogarsza. Do tego jeszcze trzeba dodać brak wyspecjalizowanych placówek dostępnych choćby po jednej na region i jakiegokolwiek systemu odnajdywania dzieciaków, którym należy pomóc jak najszybciej. One często zresztą znajdują się same – pod sklepami z dopalaczami albo na stole reanimacyjnym. Czasem na cmentarzu.

Wielkim powodem do wstydu jest brak empatii i zaniedbywanie tych, którzy nie potrafią sami się bronić. Ale można spojrzeć na to także praktycznie. Dzieciaki szybko przecież staną się członkami dorosłego społeczeństwa. Czy chcemy żyć wśród ludzi, którym nie udzielono na czas pomocy?

„Nigdy człowiek nie wyrasta na tyle ze swoich lat dziecięcych, by nie szukał w swym otoczeniu społecznym oparcia i życzliwości" – pisał Antoni Kępiński, jedna z najznamienitszych postaci polskiej psychiatrii, lekarz, który zajmował się m.in. leczeniem byłych więźniów nazistowskich obozów koncentracyjnych.

Obraz polskiego społeczeństwa bywa daleki od wzajemnej życzliwości.