W tej sprawie powstały nawet pisemne instrukcje: kiedy konkurenci pukają do drzwi zaopatrzeni w ulotki i przygotowaną starannie opowieść o kandydacie, należy zaprosić ich na herbatę i zadawać wiele pytań. Jeszcze lepiej, jeśli uda się w ten sposób „przetrzymać" samego kandydata. W ten sposób straci czas potrzebny na przekonanie do siebie innego wyborcy, który być może jeszcze się waha.

Tę strategię do perfekcji opanowało w Polsce PiS – ale nie na poziomie chodzących od drzwi do drzwi agitatorów, tylko na poziomie kraju. Partia rządząca tak skutecznie zajmuje swoimi działaniami opozycję, że ta zapomina zatroszczyć się o własne poparcie. Nie ma więc możliwości przekonania do siebie nowych wyborców. Widać to we wszystkich sondażach od początku obecnej kadencji. Żadnej z partii nie udało się ulepić śniegowej kuli, która delikatnie pchnięta sama zaczęłaby się toczyć.

Zdolność lepienia posiadły za to organizacje pozarządowe i ruchy społeczne, często wywodzące się z mediów społecznościowych. Całkiem wartko toczyły się przecież sprawy przy okazji czarnego protestu czy demonstracji przeciw ustawom sądowym autorstwa PiS. Ale po momentach niezwykłej mobilizacji inicjatywy te tracą rozpęd, bo nie budują politycznej reprezentacji. Nie budują, ponieważ w Polsce polityków się nie lubi i nie szanuje. A przede wszystkim – nie darzy zaufaniem.

Po dwóch latach od sformowania rządu Beaty Szydło opozycja nie poprawiła swych notowań. Nie pojawiły się ani nowe pomysły organizacyjne, ani programowe. Niektórym udało się uciułać trochę poparcia, ale inni potracili magnackie fortuny. Na razie PiS nie ma z kim przegrać. Wszyscy są zajęci i siedzą na herbatce u Jarosława Kaczyńskiego.