Firma wzorcowo przeprosiła, dużo lepiej niż producent wódki Żytniej po reklamie przedstawiającej grupę ludzi niosących postrzelonego przez milicję podczas Zbrodni Lubińskiej w 1982 r. Michała Adamowicza, członka „Solidarności”. Ale Audi wie, że to nie jest zwykły kryzys wizerunkowy. Dość przypomnieć , że w czasach II wojny światowej firma wykorzystywała do niewolniczej pracy tysiące więźniów obozów koncentracyjnych, więźniów wojennych i tzw. robotników przymusowych (mocno eufemistyczne określenie).
Nie dziwi więc wysyp internetowych memów, na których audi z reklamy przeklejane jest pod bramę Auschwitz z napisem „Arbeit macht frei”, czy gdzie zdjęcia obozów dostają logo firmy i hasło „Łączy nas wspólna historia”. Zresztą oficjalne hasło firmy „Vorsprung durch Technik” (przewaga dzięki technice) w kontekście powstania warszawskiego zyskuje nowy wymiar - nie potrzebuje nawet śmiesznego obrazka.
Słusznie, że dostaje się Audi, w końcu ktoś to zdjęcie musiał zaakceptować. Dobrze, że dyrektorzy innych firm, nie tylko niemieckich, przypomną sobie o sile polskich internautów i może wreszcie zaczną poważniej nas traktować. Większą wagę przyłożą do naszej trudnej i wciąż żywej historii.
Problem jednak w tym, że zapewne tę reklamę przygotowała jakaś polska agencja marketingowa, widzieli polscy pracownicy Audi, może nawet zaakceptował je jakiś polski dyrektor. Czy to oznacza, że nas, Polaków, to nie razi? Nie przeszkadza nam reklamowanie tej firmy w miejscu pamięci powstańców warszawskich? Przecież to właśnie oni złożyli najkrwawszą ofiarę za wystąpienie przeciw niemieckiemu systemowi zbrodni, którego integralną częścią była firma Audi. Nie przeszkadza dlatego, że fotograf powiedział, że „będzie ładnie”?
Inna możliwość, że to wcale nie był przypadek. Ale co, jeśli ktoś wpadł na genialny pomysł, by z premedytacją uderzyć w stół; co, jeśli to nie był żaden ignorant, a marketingowiec, który doskonale zdawał sobie sprawę, że polskie media społecznościowe po prostu eksplodują od memów z wielkim logiem Audi i samochodami tej marki? Bo nieważne co mówią, ważne, by mówili.