Trwająca właśnie wizyta Andrzeja Dudy w Stanach Zjednoczonych przy okazji odbywającego się szczytu nuklearnego jeszcze długo śnić się będzie po nocach specom od rządowego oraz prezydenckiego wizerunku. Od trzech dni bowiem o niczym innym w mediach nad Wisłą się nie mówi, jak o niedoszłym spotkaniu face to face polskiego i amerykańskiego prezydenta. Spotkaniu, o które polska dyplomacja, jak i Pałac Prezydencki zabiegali od dłuższego czasu. Miało ono być nie tylko potwierdzeniem skuteczności naszych dyplomatów, ale przede wszystkim okazją do rozmów o szczycie NATO w Warszawie, który odbywać się będzie równo za 100 dni. Najbliżsi współpracownicy Dudy nie ukrywali, że ta wizyta ma także potwierdzić aprobatę naszych amerykańskich sojuszników dla realnego wzmocnienia wschodniej flanki Sojuszu poprzez rozmieszczenie wojsk i sprzętu wojskowego m. in. na naszym terytorium. Jednak jak to w życiu, a zwłaszcza w dyplomacji często bywa, nic, a tym bardziej spotkanie w cztery oczy z Obamą, nie jest pewne. I oto zamiast sukcesu wizerunkowego prezydent, zanim pojechał do Stanów, musiał zmierzyć się z falą negatywnych komentarzy i ocen. Do tego doszły dość zaskakujące wypowiedzi, mające na celu uderzyć w dziennikarzy, wytykających politykom popełnione błędy. A przecież można było tę sprawę rozegrać zupełnie inaczej.

Po pierwsze błędem było informowanie opinii publicznej na wiele tygodni przed wizytą polskiego prezydenta w USA o zaawansowanych zabiegach dyplomatycznych, mających doprowadzić do dwustronnego spotkania Dudy z Obamą. I choć już w połowie lutego szef MSZ Witold Waszczykowski po rozmowie z amerykańskim sekretarzem stanu Johnem Kerrym stwierdził, że pod znakiem zapytania stoi dłuższa rozmowa obu prezydentów, to w przekazie publicznym ciągle istniała świadomość, że o takie spotkanie właśnie zabiegamy i ono jest głównym celem wizyty Andrzeja Dudy w Stanach.

Po drugie, nie zawsze najlepszą obroną jest atak. Stwierdzenie szefa polskiej dyplomacji, że dziennikarze kłamią, gdy mówią, że spotkanie w cztery oczy prezydentów Polski i USA było planowane, podczas gdy sam w połowie lutego, będąc w Stanach Zjednoczonych takiego spotkania nie wykluczał, nie jest najlepszym posunięciem. I do tego wyciągnięcie w TVN24 byłemu szefowi MSZ Radosławowi Sikorskiemu kwestii „murzyńskości” w relacjach z USA w dniu, kiedy polski prezydent przebywa na amerykańskiej ziemi, delikatnie mówiąc nie było trafionym posunięciem.

I po trzecie. Zdecydowanie za późno służby prezydenckie, jak i dyplomatyczne zareagowały na negatywne komentarze opinii publicznej. Już w poniedziałek po ukazaniu się na stronie internetowej prezydenta programu wizyty, w którym zabrakło dwustronnego spotkania Dudy z Obamą powinno pojawić się wyjaśnienie. Jakie? Prawdziwe. To znaczy, że podczas szczytu nuklearnego Obama odbędzie jedynie trzy dwustronne spotkania z przywódcami Chin, Japonii i Korei Południowej. Zabrakło także szybkiego dementi, że Obama nie odmówił spotkania Dudzie, jak to uczynił wobec prezydenta Turcji, a do krótkiego spotkania obu polityków dojdzie, choćby podczas kolacji wydawanej dla 61 przywódców uczestniczących w szczycie. I słusznie podnosi ten fakt dzisiaj na Twitterze dyrektor prezydenckiego biura prasowego Marek Magierowski. Problem jednak w tym, że robi to o dwa dni za późno.

Gdy we wrześniu ubiegłego roku, przy okazji dorocznej sesji ONZ, media w Polsce obiegły zdjęcia polskiego prezydenta siedzącego przy jednym stole z Barackiem Obamą i Władimirem Putinem, wielu przecierało oczy ze zdumienia. Niektórzy pytali, jak udało się to ekipie Dudy załatwić? I mimo wielu także wówczas złośliwości prezydent wrócił z USA do kraju z tarczą i z niezłym wizerunkowym kapitałem. Dziś, zanim rozpoczął jakiekolwiek spotkania, a w planie wizyty są rozmowy m.in. z prezydentem Ukrainy i Turcji, już jest na straconej pozycji i to chyba nie do końca z własnej winy.