Jest też jednak i inna możliwość – utrata większości przez obóz niepodległościowy. W ostatnich wyborach ugrupowania dążące do rozwodu z Hiszpanią uzyskały co prawda większość mandatów, ale głosowała na nie łącznie tylko 47,2 proc. Katalończyków. Secesjoniści skorzystali na ordynacji wyborczej, która faworyzuje wiejskie regiony, gdzie żyje większość katalońskich nacjonalistów.
Ale to poparcie jest kruche, „zmęczenie", o którym mówi Susana Caseras, daje się coraz bardziej we znaki Katalończykom. Tym bardziej że dopóki nie zostanie desygnowany nowy rząd Katalonii, Madryt będzie sprawował bezpośrednią kontrolę nad prowincją na podstawie art. 155 konstytucji wprowadzonego przez premiera Mariano Rajoya, aby powstrzymać secesję prowincji.
Hiszpański minister sprawiedliwości Rafael Catala już ostrzegł, że mimo zawieszenia prac parlamentu zaczął biec dwumiesięczny termin, po którym, jeśli nie zostanie desygnowany nowy kataloński rząd, Madryt rozpisze kolejne wybory. Rzecznik hiszpańskiego premiera Inigo Mendez de Vigo co prawda zrelatywizował później tę wypowiedź i przyznał, że wszystko zależy od stanowiska trybunału konstytucyjnego. Ale w Barcelonie coraz trudniej oprzeć się wrażeniu, że secesjoniści najlepszy czas mają już za sobą. Jeden z nich, grafik Jordi Calvis, „zszedł nawet do podziemia", a raczej do wirtualnego świata, aby zemścić się na Madrycie, skoro nie może tego zrobić w realu. Opracował aplikację na smartfony PuigdeKong, w której kataloński przywódca musi walczyć z „przeciwnikami demokracji", aby dostać się do parlamentu w Barcelonie i zostać premierem. Gra okazała się na tyle popularna, że powstały kolejne jej wersje: Puigdemont Go czy Whack Puigdemont.
Czy zatem Rajoy postawił na swoim?
W samej Katalonii Partia Ludowa spadła na ostatnie, siódme miejsce wśród ugrupowań w regionalnym parlamencie. Zdobyła ledwie 4 proc. głosów. Zwycięzcą okazała się zaś superlojalna wobec Madrytu, liberalna Ciudadanos na czele z charyzmatyczną Ines Arrimadas, na której ugrupowanie głosowało blisko 18 proc. wyborców.
– Rajoy przegrywa nie tylko w naszej prowincji, ale także w całej Hiszpanii. Wielu konserwatywnych wyborców uważa, że źle zarządzał kryzysem katalońskim, jest współodpowiedzialny za jego powstanie. Dlatego w coraz większym stopniu stawiają na Ciudadanos, partię nową, niesplamioną korupcją i wewnętrznymi sporami – uważa Oriol Bartomeus.
Konserwatyści z PP mogą zapłacić wysoką cenę za kryzys kataloński już w nadchodzących wyborach samorządowych. Ale upadek Rajoya wcale nie będzie oznaczał, że Madryt chce pójść na kompromis z Barceloną. Lider Ciudadanos Albert Rivera nie tylko nie chce rozmawiać z secesjonistami, aby przyznać Katalonii wiekszą autonomię, ale wręcz domaga się odebrania władzom regionalnym części kompetencji, które mają w tej chwili.