Pracodawca, praca nadliczbowa, urlop na żądanie – wszystko to pojęcia związane z prawem pracy. Nie ma w zasadzie wątpliwości, jakie jest ich znaczenie. Stosowne definicje znajdują się w kodeksie pracy, a jeżeli nie, to z pomocą przychodzi doktryna i orzecznictwo. Są jednak terminy związane z zatrudnieniem, których znaczenie jest ciągle nieco enigmatyczne. Jednym z nich jest „grupa zawodowa".
Pojęciem grupy zawodowej posługuje się ustawa z 13 marca 2013 r. o szczególnych zasadach rozwiązywania z pracownikami stosunków pracy z przyczyn niedotyczących pracowników (tekst jedn. DzU z 2016 r., poz. 1474), czyli tzw. ustawa o zwolnieniach grupowych.
O grupie zawodowej jest mowa w kontekście pisemnej informacji, którą pracodawca ma obowiązek przekazać związkom lub ewentualnie przedstawicielom pracowników oraz urzędowi pracy. W niej bowiem powinna znaleźć się wzmianka o tym, w jakich grupach zawodowych zatrudnieni są pracownicy, którzy mają być objęci planowanym zwolnieniem grupowym.
W dalszej części ustawa nakłada na firmę szczególny obowiązek ponownego zatrudnienia pracownika, który został pozbawiony pracy w ramach zwolnienia grupowego. Ma on mieć pierwszeństwo w rekrutacji, jeżeli w okresie 15 miesięcy firma będzie poszukiwać pracowników w tej samej grupie zawodowej, do której należał zwolniony.
Ważne obowiązki, nie nazwa
Wydaje się jednak, że zrozumienie, co kryje się pod pojęciem grupy zawodowej, ma największe znaczenie przy wypowiadaniu umowy o pracę w ramach restrukturyzacji. Dobór pracowników do rozstania powinien bowiem odbywać się właśnie w zakresie grupy zawodowej. Jakiekolwiek błędne – czy to zbyt wąskie, czy zbyt szerokie – jej określenie, może być dla firmy brzemienne w skutkach. Może bowiem prowadzić do nieprawidłowego wytypowania do zwolnień. Pracownicy, którzy otrzymają wypowiedzenia, mogą przed sądem dowodzić, że gdyby grupa zawodowa była określona poprawnie, ich umowy nie zostałyby rozwiązane.