Niedawno amerykański portal Fusion.net ponownie wywołał ożywioną dyskusję o korzystaniu z danych przez takie portale jak Facebook. Opisał historię ojca, który poszedł na spotkanie dla młodzieży ze skłonnościami samobójczymi. Uczestnicy mieli być anonimowi, ale następnego dnia zobaczył na Facebooku dla siebie propozycję zawarcia portalowej znajomości z innym rodzicem uczestniczącym w tym spotkaniu. Nie mieli ze sobą nic wspólnego oprócz przebywania w tym samym miejscu o tej samej porze.
Fusion.net przytaczał też inne przykłady. Jednemu użytkownikowi Facebook proponował zawarcie znajomości z osobami przypadkowo spotkanymi w barze, innemu z osobami odwiedzającymi tę samą kawiarnię, a jeszcze innemu z... recepcjonistką z kliniki psychiatrycznej. Rzecznik Facebooka twierdził początkowo, że informacje o lokalizacji są jednym z kryteriów proponowania znajomych, później zaś, iż dane lokalizacyjne nie są w ogóle wykorzystywane w tym celu. Przyznał jednak, że taka opcja była testowana (jedynie na poziomie tego samego miasta).
Wyjaśnienie to nieco uspokoiło użytkowników, nie zlikwidowało jednak całkowicie problemu. Po pierwsze, rzecznik nie zaprzeczył, że Facebook proponował zawieranie znajomości osobom odwiedzającym te same miejsca. Wystarczy do tego np. wiedza, że korzystali jednocześnie z tej samej sieci Wi-Fi albo logowali się z pobliskich adresów IP. Może to powodować, że np. uczestnicy spotkania dla anonimowych alkoholików dzięki Facebookowi poznają nawzajem swoją tożsamość.
– W takim wypadku, kiedy anonimowość jest wpisana w istotę wydarzenia, takie sugerowanie zaproszenia do znajomych może stanowić naruszenie prywatności – mówi dr Paweł Litwiński z Instytutu Allerhanda.
Ponadto, choć Facebook zaprzecza, że korzysta z danych lokalizacyjnych przy proponowaniu znajomości, to wciąż je posiada i może używać w innych celach.