Trener polskich zapaśników Jusup Abdusałamow: Nie okradać dzieci z marzeń

Trener reprezentacji Polski w zapasach w stylu wolnym o miłości do tego sportu, Dagestanie i tęsknocie.

Aktualizacja: 18.04.2017 11:36 Publikacja: 17.04.2017 22:24

Trener polskich zapaśników Jusup Abdusałamow: Nie okradać dzieci z marzeń

Foto: Rzeczpospolita, Piotr Nowak

Rzeczpospolita: Kiedy się pan wybiera w rodzinne strony?

Jusup Abdusałamow: Zaraz po mistrzostwach Europy, które w pierwszych dniach maja rozegrane zostaną w Nowym Sadzie. Okazja ku temu będzie wyjątkowa: ślub najlepszego dziś polskiego zapaśnika, Murada Gadżijewa, Dagestańczyka tak jak ja, oraz 70. urodziny mojego starego trenera Magomeda Dibirowa. Obie uroczystości odbędą się w Machaczkale. Odwiedzę też mamę i siostry, które mieszkają w odległej o 160 km od stolicy Dagestanu, liczącej około 5 tysięcy mieszkańców Ansałcie. Tam się urodziłem i wychowałem.

W Polsce mieszka pan od 2013 roku, a świat, w którym pan dorastał, różni się znacząco od tego, w którym żyje pan teraz...

W Polsce mam najbliższą rodzinę, żonę i czworo dzieci, więc teraz mój dom jest w Warszawie, na Mokotowie, gdzie wynajmuję mieszkanie. Tu tęsknię za Dagestanem, a jak jestem w Machaczkale, to myślę o Polsce, z którą jestem bardzo mocno związany. Zresztą sportowcy tacy jak ja, z byłego Związku Radzieckiego, których losy są tak poplątane, tęsknią chyba trochę inaczej. Na trzech igrzyskach (Ateny – 2004, Pekin – 2008, Londyn – 2012 – przyp. red.), ja, obywatel Federacji Rosyjskiej, reprezentowałem Tadżykistan, w Sydney (2000), gdybym wywalczył kwalifikację olimpijską, biłbym się dla Azerbejdżanu. Walczyłem w kilkunastu mistrzostwach Europy i mistrzostwach świata, wielu prestiżowych zawodach na całej kuli ziemskiej. Teraz przemierzam świat jako trener i mogę szczerze powiedzieć, że tak naprawdę najbardziej tęsknię za rodziną.

Mówi pan dość dobrze po polsku, ale rysy twarzy wskazują, że nie jest pan rdzennym Polakiem. Czy wynikają z tego jakieś kłopoty dla pana i rodziny?

Nigdy nie spotkaliśmy się z przejawami rasizmu, jeśli to ma pan na myśli. Mój 12-letni syn Habib, który od trzech lat trenuje piłkę nożną w Polonii Warszaw zapewne odpowiedziałby panu na to pytanie w podobny sposób. Obie córki, Hadiża (13 lat) i Sumaja (10 lat), sportu wprawdzie nie uprawiają, pochłania je nauka w szkole, ale sądzę, że mają w tej kwestii takie samo zdanie jak brat. A z najmłodszą, dwuletnią Maryam, za wcześnie, by o tym rozmawiać. Mówiąc krótko – czujemy się w Polsce bardzo dobrze i nie zamierzamy stąd wyjeżdżać.

Jest pan wicemistrzem olimpijskim i wicemistrzem świata, mistrzem Azji, zapaśnikiem słynnej dagestańskiej szkoły, absolwentem tamtejszej uczelni, a dziś trenerem z niemałym już stażem. Z pewnością były propozycje, by przeniósł się pan do innego kraju...

Nie będę zaprzeczał: były i mogłem liczyć na lepsze wynagrodzenie. Ale nie skorzystałem z nich, bo mam nadzieję, że dotrwam do igrzysk w Tokio jako trener polskiej kadry i przywieziemy z Japonii medal.

W Rio się nie udało, choć Gadżijew leciał do Brazylii w roli jednego z faworytów, jako aktualny mistrz Europy. Wraca pan jeszcze myślami do igrzysk?

Pamiętamy, jakie problemy Gadżijew miał wcześniej. Najpierw wywalczył olimpijską kwalifikację, później ją stracił i wydawało się, że jej nie odzyska. A jednak się udało. Ale ten emocjonalny kołowrotek sprawił, że w Rio nie był sobą, stąd porażka. Jego i moja.

Obaj jesteście z Dagestanu, ale porozumiewacie się po rosyjsku. Dlaczego nie w ojczystym języku?

Ja jestem Awarem, on Dargijczykiem, więc nie ma takiej możliwości. Proszę pamiętać, że Dagestan zamieszkują 33 narodowości, każda z nich ma swój język. A ta największa, awarska, z której ja się wywodzę, dodatkowo ma 23 różne narzecza. W wioskach czy miasteczkach położonych blisko siebie, w odległości nie większej niż 3–5 km, ludzie mówią innymi językami i nie są w stanie się porozumieć.

Pochodzi pan z wielodzietnej rodziny?

Jestem najmłodszym z jedenaściorga dzieci. Mam sześć sióstr i czterech braci, którzy tak jak ja uprawiali zapasy. Wygrywali regionalne zawody, ale wielkiej sportowej kariery nie zrobili. Ojciec zresztą też walczył. Niestety, zmarł, gdy miałem 11 lat, i nie doczekał moich największych sukcesów.

A siostry?

Tam u nas w górach nie ma żeńskich zapasów, to męski sport.

Policzył ktoś, ilu macie w Dagestanie zapaśników?

Ponad 30 tysięcy na niecałe 3 mln mieszkańców. Ostatnie dane, które widziałem, mówią o 33 tysiącach. W samej Machaczkale jest 11 dużych klubów działających od 8 rano do 8 wieczorem. W każdym na dwóch, trzech matach ćwiczą dziesiątki młodych ludzi pod opieką znakomitych fachowców. A przecież są jeszcze mniejsze ośrodki, nawet nie jestem w stanie podać, ile ich jest. Nic dziwnego, że nasz dagestański poeta Rasuł Gamzatow pisał, że Dagestan bez zapaśników byłby jak kobieta bez pierścionka.

Pierwszy mistrz olimpijski z Dagestanu Żagaław Abdułbekow powiedział, że nawet sprzątaczka, gdyby została trenerem, poprowadziłaby waszych zapaśników po medale...

Jest w tym część prawdy. Siła dagestańskich zapasów, szczególnie w stylu wolnym, bierze się z ich masowości, bo to sport narodowy. W każdej, najmniejszej nawet wiosce są zapaśnicy, a tych najwybitniejszych wszyscy znają. Ale prawdą jest też, że mamy znakomitych trenerów pracujących z tymi, którzy dopiero zaczynają. Wystarczy obejrzeć takie treningi w Machaczkale. Kilkudziesięciu młodych zawodników w grupie, a z nimi sześciu–siedmiu szkoleniowców dbających o najmniejszy szczegół, uczących podstaw techniki i oceniających, kto się nadaje do zapasów.

Ale Polska to nie Dagestan, zapasy nie są sportem narodowym, wie pan o tym doskonale...

Tu jest inny problem. Zawodnicy nie szukają przyczyn niepowodzeń w sobie, tylko gdzieś obok. Jak słyszę: tu nie Dagestan – to się burzę, gdyż nie zgadzam się z takim stawianiem sprawy. Tu i tam są tacy sami ludzie, tu i tam mają dwie ręce i dwie nogi. Jak nie będziesz ciężko pracował, to nic nie osiągniesz. Powiem więcej, tam jest selekcja naturalna. W ogniu walki przebiją się najlepsi, trzeba od początku stawiać na jakość. Dlatego tak ważny jest system: młodych powinni szkolić bardzo dobrzy fachowcy, bo dom budowany na kiepskim fundamencie runie. Zresztą dzieci, które zaczynają treningi, zasługują na to, by dawać im to co najlepsze, nie można kraść ich marzeń, zatrudniając ludzi bez kwalifikacji.

Czy trenerzy z Dagestanu mogliby panu pomóc w Polsce?

Miałem taki pomysł, by kadetów poprowadził właśnie szkoleniowiec z Dagestanu. Styl wolny, jeśli chodzi o jego stronę techniczną, w porównaniu z klasycznym, to ocean możliwości. Dlatego tak ważne jest, by już na początku niczego pod względem technicznym nie zaniedbać. Chciałem też, wzorem reprezentacji Rosji czy Iranu, by juniorzy trenowali z seniorami, pod moim okiem.

I nie uwzględniono pańskich propozycji?

Działacze uznali, że wiedzą lepiej. A w innych krajach, jak mogą skorzystać z mądrości innych, to korzystają. W Turcji pracuje chyba pięciu trenerów z Dagestanu, w Azerbejdżanie podobnie. W USA korzystają z trenerów ukraińskich i rosyjskich, choć sami mają przecież wielkie tradycje i znakomitych szkoleniowców. Tam najważniejsze jest, by zdobywano medale, a nie to, skąd jest trener. Nie rozumiem takiego patriotyzmu. Jeśli mieszkam w Polsce, tu pracuję, to chcę dobrze dla Polski. Dla mnie to oczywiste. Gdy byłem zawodnikiem, nigdy nie uroniłem łzy, ani w chwili wielkiego szczęścia, ani wtedy, gdy przytrafiła się bolesna porażka. Teraz płaczę, gdy moi zawodnicy wygrywają, płaczę, gdy przegrywają. Tak jestem z nimi zżyty, tak mi na nich zależy, jakby to były moje dzieci.

Z polskimi trenerami dobrze się panu współpracuje?

Jak najbardziej, nie ma żadnych problemów. Tylko działacze knują czasami intrygi, zupełnie niepotrzebnie. Polska ma wielu dobrych trenerów, ale nie ma systemu, a za pieniądze, które są w zapasach, można go stworzyć. Można też choć próbować popularyzować zapasy. Jest zawodowa liga, i bardzo dobrze, ale marzy mi się, by Polska stała się europejskim centrum tej dyscypliny. Oczami wyobraźni widzę taki obrazek: przed Pałacem Kultury rozłożona mata, wokół tłum ludzi i atrakcyjny mecz z udziałem naszej reprezentacji pokazywany przez telewizję. Wiem, że to brzmi nierealnie, ale nie jest przecież niemożliwe.

Najpierw jednak trzeba się dogadać we własnym gronie, a z tym chyba jest największy problem...

Dlatego trzeba rozmawiać, jak to mówimy po rosyjsku: jak przyjaciel z przyjacielem, a nie o przyjacielu, gdy tego nie słyszy.

W maju mistrzostwa Europy w Nowym Sadzie, w sierpniu mistrzostwa świata w Paryżu. Będą medale?

Jak Bóg pomoże, to będą, my ze swojej strony zrobimy wszystko, by tak się stało. Gdy zaczynałem pracę w Polsce, w 2013 roku, zapasów w stylu wolnym praktycznie nie było. Na igrzyska w Londynie (2012) Polacy nie wywalczyli żadnej kwalifikacji. A w Rio de Janeiro były cztery kwalifikacje i szanse na dobry występ Gadżijewa, mistrza Europy i srebrnego medalisty I Igrzysk Europejskich. Niestety, nie wyszło, o przyczynach już mówiłem. Ale trzeba pamiętać, że zdobyliśmy sześć medali w cyklu olimpijskim, mamy mocniejszą pozycję od zapasów w stylu klasycznym, jesteśmy lepsi od Bułgarów, Węgrów, za nami są Niemcy. Jeszcze kilka lat temu wydawało się to niemożliwe. Jesienią w Bydgoszczy rozegrane zostaną mistrzostwa świata do lat 23. Mam nadzieję, że tam pokażemy się z jak najlepszej strony. Wiem, że tych mistrzostw miało w Polsce nie być, ale prezes Grzegorz Brudziński obiecał, że będą i są.

Nie powiedział pan jeszcze, jak trafił do Polski, jak został trenerem reprezentacji.

Bywałem w Polsce już wcześniej, i jako zawodnik, i sparingpartner. Kiedy więc ogłoszono konkurs na trenera wolniaków, pomyślałem, dlaczego nie? Teraz dzwonią do mnie z Dagestanu, składają propozycje, ale odpowiadam, że mam tu swoją misję do wykonania, nie przerwę jej w pół drogi, nie zostawię swoich zawodników, których moja mama nazywa moimi dziećmi.

A pana prawdziwe dzieci naprawdę dobrze się czują w Polsce?

To jest ich miejsce na ziemi, choć nigdy nie wiadomo, gdzie rzuci nas los. Mówią po awarsku i rosyjsku, w szkole uczą się angielskiego i hiszpańskiego. Myślę, że nie ma lepszego kraju w Unii Europejskiej niż Polska, dla takich jak my. One nawet nie myślą, że można żyć gdzie indziej. Ja też.

Rzeczpospolita: Kiedy się pan wybiera w rodzinne strony?

Jusup Abdusałamow: Zaraz po mistrzostwach Europy, które w pierwszych dniach maja rozegrane zostaną w Nowym Sadzie. Okazja ku temu będzie wyjątkowa: ślub najlepszego dziś polskiego zapaśnika, Murada Gadżijewa, Dagestańczyka tak jak ja, oraz 70. urodziny mojego starego trenera Magomeda Dibirowa. Obie uroczystości odbędą się w Machaczkale. Odwiedzę też mamę i siostry, które mieszkają w odległej o 160 km od stolicy Dagestanu, liczącej około 5 tysięcy mieszkańców Ansałcie. Tam się urodziłem i wychowałem.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Inne sporty
Rozbić bank u ubogiego krewnego. Ile zarabia Bartosz Zmarzlik?
Inne sporty
3. edycja Superbet Rapid & Blitz. Do Warszawy przyjechały największe gwiazdy
szachy
Radosław Wojtaszek: Szachy bez Rosji niczego nie tracą
szachy
Radosław Wojtaszek wraca do formy. Arcymistrz najlepszy w Katowicach
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Szachy
Święto szachów i hitowe transfery w Katowicach