„Krzyż Rycerski był dla nas niczym plakietka eskadry. Unikatowy skład osobowy zespołu także budził zdumienie: jeden generał (generał na stanowisku dowódcy eskadry to prawdziwy wyjątek), dwóch pułkowników, jeden podpułkownik, trzech majorów, dwóch kapitanów, ośmiu poruczników i tyleż podporuczników – to byli nasi piloci. Pułkownik Günther Lützow (110 zwycięstw), wcześniej na wygnaniu z Niemiec z powodu przeciwstawienia się Göringowi. Major Heinz Bär (220 zestrzeleń), strzelec wyborowy i wybitny pilot myśliwski. A także Gerd Barkhorn, który na froncie wschodnim zestrzelił 301 samolotów. Z Barkhornem przybyli Hohagen, Schnell i Krupinski, których namówiliśmy, gdy leżeli w szpitalach. Wszyscy walczyli od pierwszego dnia wojny. Wszyscy byli co najmniej raz ranni, niektórzy kilka razy. I wszyscy mieli wysokie odznaczenia. Każdy z nich po kilku latach latania w niesprzyjających okolicznościach chciał jeszcze raz poczuć w powietrzu przewagę nad przeciwnikiem. Zdecydowali się na tę przygodę, nawet jeżeli po latach mieli przypłacić ją życiem. Taki duch bojowy panował w eskadrze ekspertów" – wspominał po latach współtwórca jednostki i przyjaciel Gallanda Johannes Steinhoff, późniejszy generał major i szef sztabu powojennego niemieckiego lotnictwa, w którym zakończył służbę w 1974 r.
To właśnie prawie równoczesne dymisje Gallanda i Steinhoffa, których Göring usunął ze stanowisk, doprowadziły do buntu kilku wybitnych dowódców jednostek myśliwskich. Na czele buntowników stał Günther Lützow. Po słynnej odprawie z Göringiem, na której padły ostre słowa i składano rezygnacje, wielu z nich zostało pozbawionych funkcji. Niektórzy, bez przydziałów, przyjęli zaproszenie Gallanda i znaleźli się w eskadrze malkontentów. Inni, którzy nadal pozostawali w czynnej służbie, dołączyli do jednostki mimo braku zgody na zmianę przydziału.
Hitler wydaje zgodę
Tworząc JV 44, Galland wykorzystał bałagan i zamieszanie, jakie towarzyszyło ostatnim miesiącom III Rzeszy. No i przychylność ministra uzbrojenia Alberta Speera, który, sporo ryzykując, poinformował Hitlera, że grupa pilotów myśliwskich działa w celu zreformowania Luftwaffe. Hitler wezwał Göringa i gdy dowiedział się, że większość buntowników z Gallandem na czele nie ma żadnego przydziału, zezwolił temu ostatniemu na stworzenie specjalnej myśliwskiej jednostki odrzutowców. W zespole, zwanym czasem cyrkiem Gallanda, znaleźli się m.in. Walter Krupinski, który do końca wojny uzyskał 197 zestrzeleń, Erich Hohagen – 56 zestrzeleń, Heinz Sachsenberg – 104, Waldemar Wubke – 15, Franz Stigler – 30, Hans Ekkehard Bob – 60, Wilhelm Herget – 73, Hans Grünberg – 82, Alfred Heckman – 71, Herbert Kaiser – 68, Klaus Neumann – 37, Karl-Heinz Schnell – 72.
Spotkali się w komplecie na lotnisku Riem pod Monachium. Ich głównym zadaniem była obrona południowych Niemiec przed nalotami ciężkich bombowców. Pod ich opieką znalazły się miasta Stuttgart, Monachium i Ulm oraz Innsbruck i Salzburg. Zespół otrzymał do dyspozycji samoloty odrzutowe Me 262, najlepsze, jakie były w tym czasie na świecie. Do tego w ostatnich tygodniach wojny doszło nowe uzbrojenie: podskrzydłowe wyrzutnie 24 niekierowanych pocisków rakietowych R4M o średnicy 50 mm. Jedna taka rakieta wystarczyła do zestrzelenia ciężkiego bombowca.
Początek marca Galland i Steinhoff poświęcili na szkolenie. Pod koniec miesiąca eskadra ruszyła w bój. Szybko się okazało, że najsłabszymi momentami były start i lądowanie. Były to dwie fazy lotu, podczas których odrzutowce były w zasadzie bezbronne. Amerykanie, którzy zetknęli się z tymi samolotami już w 1944 r., dobrze o tym wiedzieli. W walce powietrznej trudno było z nimi wygrać, ale w momencie startu i lądowania były łatwym łupem. Dlatego mustangi z białą gwiazdą często polowały w pobliżu lotnisk, na których stacjonowały dywizjony odrzutowców. Galland nie mógł sobie pozwolić na straty. Do jednostki dołączył dowodzony przez Heinza Sachsenberga klucz pięciu focke-wulfów 190. Miały tylko jedno zadanie: ochronę startujących lub lądujących samolotów JV 44. Focke-wulfy startowały w parach przed swoimi podopiecznymi i wykonywały loty odstraszające wrogie samoloty w rejonie lotniska. Stwarzało to bezpieczne okno czasowe dla startujących maszyn odrzutowych. Podobnie było przy ich lądowaniu.