Zamiłowanie Polaków do częstego robienia zakupów zmienia nie tylko strategie firm handlowych, ale całą strukturę rynku. Według danych firmy Nielsen tylko sklepy dyskontowe statystyczny konsument odwiedza 13 razy w miesiącu, do tego dochodzi 14 wizyt w piekarni czy 12 w tradycyjnym sklepie spożywczym.
Wymieniać można jeszcze długo – po kilka razy miesięcznie Polacy odwiedzają super- i hipermarkety, drogerie, kioski czy warzywniaki. Na statystycznego konsumenta przypada zawrotna liczba takich wizyt, co jest zdecydowanie polską specyfiką. Jednak eksperci podkreślają, że o ile statystyka jest względna, to największa grupa konsumentów odwiedza sklepy spożywcze raczej kilka razy w tygodniu.
Codziennie w sklepie
– W miarę uruchamiania coraz większej liczby sklepów convenience osoby pracujące zazwyczaj kupują sobie jedzenie w drodze do pracy, czasami także podczas przerwy. Wracając, robią zakupy rodzinne, uzupełniają je wizytą w sklepie specjalistycznym. Niepostrzeżenie robią się cztery transakcje jednego dnia, a nie jest to nic niezwykłego – mówi członek zarządu jednej z sieci supermarketów.
– Sklepy muszą się do takich realiów dostosować i gdyby tego nie zrobiły, wówczas w Polsce mielibyśmy tylko hard dyskonty oraz półhurtownie – mówi Andrzej Faliński, ekspert rynku handlowego. – Do częstych wizyt i mniejszych transakcji przygotowane są najlepiej małe formaty. Hipermarkety też to robią, ale w mniejszej skali. W ich obrotach takie codzienne, mniejsze zakupy to maksymalnie 10 proc. wszystkich – dodaje.
Polska ma nadal wysoki, sięgający ok. 50 proc., udział tradycyjnego handlu w sprzedaży artykułów żywnościowych. Choć liczba takich sklepów powoli spada, to jednak udziały zmieniają się nieznacznie. Coraz więcej sklepów wchodzi bowiem do grup zakupowych czy sieci franczyzowych, dzięki czemu zwiększają sprzedaż. W większej strukturze mogą wynegocjować lepsze warunki zakupu, co przekłada się na atrakcyjniejsze ceny dla konsumentów i przyciąga większą ich liczbę.