Debata o przystąpieniu do strefy euro ożyła w styczniu, kiedy Grzegorz Kołodko, były wicepremier i minister finansów, napisał na naszych łamach, że Polska skorzystałaby na zamianie złotego na wspólną walutę. Teraz temat podjął Jarosław Kaczyński, który w opublikowanej w środę rozmowie z „Rzeczpospolitą" stanowczo skrytykował pomysł przystąpienia do strefy euro. Prezes PiS uważa, że oznaczałoby to „trwałą peryferyzację Polski", wzrost cen i spadek stopy życiowej Polaków. Jego zdaniem moglibyśmy się zdecydować na taki krok dopiero po osiągnięciu 85 proc. PKB Niemiec per capita (nie sprecyzował, czy nominalnie czy mierzone siłą nabywczą).
Na marginesie
Wczoraj do słów prezesa PiS odniósł się wicepremier Mateusz Morawiecki, którego zdaniem przyjęcie wspólnej waluty można rozważać dopiero za 10–20 lat, gdy Polska zacznie przypominać kraje strefy euro pod względem wielu parametrów ekonomicznych. Dodał, że polska konstytucja mówi, iż środkiem płatniczym w naszym kraju jest złoty, więc zmianę trzeba by poprzedzić referendum.
Słowa Jarosława Kaczyńskiego wywołały żywa reakcję ekonomistów i komentatorów. – Obecnie PKB na głowę mieszkańca w Polsce to ok. 55 proc. PKB per capita Niemiec (mierzone siłą nabywczą – red.). Możliwe, że poziomu 85 proc. nigdy nie osiągniemy. W każdym razie warunek Jarosława Kaczyńskiego eliminuje możliwość wejścia Polski do strefy euro przez kolejnych 25 lat – mówi prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.
Uważa, że powinniśmy przyjąć euro, by nie wypaść na margines UE. – Grozi nam zepchnięcie do Europy drugiej prędkości. I to na życzenie Polski. Po Brexicie, do którego dojdzie za dwa lata, państwa spoza strefy euro będą odpowiadały za zaledwie 14 proc. PKB całej Unii. Ponadto Dania i Szwecja nie przyjęły euro, ale utrzymują stałe kursy wobec europejskiej waluty. Zostajemy więc w gronie takich krajów, jak Bułgaria, Rumunia, Węgry, Czechy i Chorwacja. Z tym, że Bułgaria i Rumunia zapowiadają dołączenie do unii walutowej, a pozostałe tego nie wykluczają – wskazuje prof. Gomułka.
Dla bezpieczeństwa
– Powinniśmy przyjąć euro z powodów politycznych, dla naszego bezpieczeństwa. Chodzi o jak najsilniejsze zakotwiczenie się w głównym trzonie Unii Europejskiej i zintegrowanie się z najsilniejszym zachodnimi krajami – uważa ekonomista Bogusław Grabowski, który jeszcze niedawno był bardzo sceptycznie nastawiony do walutowej integracji. Teraz uważa, że powinniśmy jak najszybciej zadeklarować przyjęcie wspólnej waluty. – To nie jest tak, że pociąg z najszybciej rozwijającymi się krajami Europy Zachodniej staje na każdej stacji. Ten pociąg nam odjedzie i może się zatrzymać następnym razem za 20 lat – mówi Grabowski.