Co z tym euro? Ekonomiści i przedsiębiorcy widzą plusy

Dyskusja o przyjęciu euro nabrała tempa po wywiadzie Jarosława Kaczyńskiego dla „Rzeczpospolitej". Ekonomiści i biznes żywo komentują zaporowe warunki postawione przez prezesa PiS.

Aktualizacja: 16.03.2017 06:33 Publikacja: 15.03.2017 18:54

Co z tym euro? Ekonomiści i przedsiębiorcy widzą plusy

Foto: Bloomberg

Debata o przystąpieniu do strefy euro ożyła w styczniu, kiedy Grzegorz Kołodko, były wicepremier i minister finansów, napisał na naszych łamach, że Polska skorzystałaby na zamianie złotego na wspólną walutę. Teraz temat podjął Jarosław Kaczyński, który w opublikowanej w środę rozmowie z „Rzeczpospolitą" stanowczo skrytykował pomysł przystąpienia do strefy euro. Prezes PiS uważa, że oznaczałoby to „trwałą peryferyzację Polski", wzrost cen i spadek stopy życiowej Polaków. Jego zdaniem moglibyśmy się zdecydować na taki krok dopiero po osiągnięciu 85 proc. PKB Niemiec per capita (nie sprecyzował, czy nominalnie czy mierzone siłą nabywczą).

Na marginesie

Wczoraj do słów prezesa PiS odniósł się wicepremier Mateusz Morawiecki, którego zdaniem przyjęcie wspólnej waluty można rozważać dopiero za 10–20 lat, gdy Polska zacznie przypominać kraje strefy euro pod względem wielu parametrów ekonomicznych. Dodał, że polska konstytucja mówi, iż środkiem płatniczym w naszym kraju jest złoty, więc zmianę trzeba by poprzedzić referendum.

Słowa Jarosława Kaczyńskiego wywołały żywa reakcję ekonomistów i komentatorów. – Obecnie PKB na głowę mieszkańca w Polsce to ok. 55 proc. PKB per capita Niemiec (mierzone siłą nabywczą – red.). Możliwe, że poziomu 85 proc. nigdy nie osiągniemy. W każdym razie warunek Jarosława Kaczyńskiego eliminuje możliwość wejścia Polski do strefy euro przez kolejnych 25 lat – mówi prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.

Uważa, że powinniśmy przyjąć euro, by nie wypaść na margines UE. – Grozi nam zepchnięcie do Europy drugiej prędkości. I to na życzenie Polski. Po Brexicie, do którego dojdzie za dwa lata, państwa spoza strefy euro będą odpowiadały za zaledwie 14 proc. PKB całej Unii. Ponadto Dania i Szwecja nie przyjęły euro, ale utrzymują stałe kursy wobec europejskiej waluty. Zostajemy więc w gronie takich krajów, jak Bułgaria, Rumunia, Węgry, Czechy i Chorwacja. Z tym, że Bułgaria i Rumunia zapowiadają dołączenie do unii walutowej, a pozostałe tego nie wykluczają – wskazuje prof. Gomułka.

Dla bezpieczeństwa

– Powinniśmy przyjąć euro z powodów politycznych, dla naszego bezpieczeństwa. Chodzi o jak najsilniejsze zakotwiczenie się w głównym trzonie Unii Europejskiej i zintegrowanie się z najsilniejszym zachodnimi krajami – uważa ekonomista Bogusław Grabowski, który jeszcze niedawno był bardzo sceptycznie nastawiony do walutowej integracji. Teraz uważa, że powinniśmy jak najszybciej zadeklarować przyjęcie wspólnej waluty. – To nie jest tak, że pociąg z najszybciej rozwijającymi się krajami Europy Zachodniej staje na każdej stacji. Ten pociąg nam odjedzie i może się zatrzymać następnym razem za 20 lat – mówi Grabowski.

– Wśród części polityków, ale i ekonomistów rozpowszechniony jest pogląd, że niedowartościowana waluta zapewnia eksporterom konkurencyjność. Ale to błąd – przekonuje Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Problem w tym, że po obniżeniu wartości waluty krajowej wobec zagranicznej następuje efekt drugiej rundy. Drożeje import, firmy muszą podnieść płace i ceny produktów – mówi. Uważa, że przyjęcie euro przez Polskę byłoby korzystne. – Właśnie dzięki silniejszej walucie zwiększa się odporność gospodarki – podkreśla.

Ciepło o przyjęciu euro wypowiadają się też przedstawiciele biznesu. – Nasz kraj skorzystał wyjątkowo na przystąpieniu do UE i uważam, że tak samo skorzystałby na przyjęciu euro. To znaczące możliwości dla polskiego biznesu – mówi Tomasz Misiak, szef rady nadzorczej Work Service i wiceprezydent Pracodawców RP. Wśród zalet strefy euro wymienia łatwiejszy dostęp do wspólnego rynku i finansowania oraz niższe koszty pozyskania kapitału na działalność.

Szanse biznesu

– Polskie firmy kilka lat temu straciły setki milionów złotych na opcjach walutowych, które miały zabezpieczyć eksport. Gdybyśmy byli w strefie euro, nie doszłoby do tego – przypomina Misiak. Twierdzi, że ryzyko walutowe związane z wahaniami kursu złotego jest zmorą dla firm. – Coś się dzieje na rynku i złoty traci na wartości. Oczywiście przedsiębiorcy będą lepiej zarabiać na eksporcie. Ale jednocześnie będziemy więcej płacić za każdy sprowadzany produkt. Dla biznesu najważniejsza jest przewidywalność warunków – przekonuje.

Debata o przystąpieniu do strefy euro ożyła w styczniu, kiedy Grzegorz Kołodko, były wicepremier i minister finansów, napisał na naszych łamach, że Polska skorzystałaby na zamianie złotego na wspólną walutę. Teraz temat podjął Jarosław Kaczyński, który w opublikowanej w środę rozmowie z „Rzeczpospolitą" stanowczo skrytykował pomysł przystąpienia do strefy euro. Prezes PiS uważa, że oznaczałoby to „trwałą peryferyzację Polski", wzrost cen i spadek stopy życiowej Polaków. Jego zdaniem moglibyśmy się zdecydować na taki krok dopiero po osiągnięciu 85 proc. PKB Niemiec per capita (nie sprecyzował, czy nominalnie czy mierzone siłą nabywczą).

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem
Gospodarka
Grecja wyleczyła się z trwającego dekadę kryzysu. Są dowody
Gospodarka
EBI chce szybciej przekazać pomoc Ukrainie. 560 mln euro na odbudowę
Gospodarka
Norweski fundusz: ponad miliard euro/dolarów zysku dziennie