Coraz częściej słychać głosy rynkowych weteranów mówiące, że obecny „rynek byka" trwa zbyt długo, a wyceny stały się zbyt wysokie.
Miliarder Howard Marks, założyciel funduszu Oaktree Capital, pod koniec lipca w liście do inwestorów rozpisał się na ponad 20 stron na temat ryzyka korekty na amerykańskim rynku akcji. „Dobrą wiadomością jest to, że świat zazdrości USA kondycji gospodarczej, że możemy pochwalić się najszybszym wzrostem spośród gospodarek rozwiniętych, a spowolnienie jest mało prawdopodobne w bliskiej przyszłości. Złą wiadomością jest to, że ten status generuje popyt na amerykańskie akcje, który podniósł ich ceny na zbyt wysokie poziomy" – napisał Marks. Zwrócił uwagę, że współczynnik CAPE Shillera (c/z uwzględniający zyski z ostatnich dziesięciu lat oraz inflację) dla indeksu S&P500 przekracza 25, gdy historyczna mediana wynosi dla niego 16. Podobnie wysoko wskaźnik ten znajdował się w 1929 i 2000 r., czyli przed pęknięciem baniek. „O ile „c" we współczynniku c/z są dzisiaj wysoko, to „z" zostały nadmuchane cięciami kosztów, skupem akcji własnych oraz fuzjami i przejęciami" – zauważył Marks.
David Tepper, właściciel funduszu Appaloosa Management, uznawany za guru branży funduszów hedgingowych, sygnalizował ostatnio, że jest ostrożny co do rynku akcji i sugerował inwestorom zaniepokojonym dużymi wycenami na giełdzie, by trzymali część kapitału w gotówce.
– Przyglądam się rynkowi. I kiedy patrzę na niektóre wyceny, to naprawdę dziwię się ich poziomom – mówił Carl Icahn, założyciel Icahn Enterprises, miliarder z majątkiem wartym 14 mld dol.