Po czwartkowej sesji inwestorzy byli w bardzo dobrych nastrojach. WIG20 oddalił się od poziomu 2200 pkt i zaliczył solidną zwyżkę. To dobrze wróżyło piątkowym notowaniom. Jak się jednak okazało było to trochę wróżenie z fusów. Na początku ostatniej sesji tygodnia nie było śladu po optymizmie z dnia wcześniejszego. WIG20 rozpoczął notowania pod kreską i przez kilka godzin stan ten się utrzymywał. Na szczęście spadki były też ograniczone więc dawało to nadzieje, że w każdej chwili sytuacja może się odwrócić. Co prawda nie pomagała nam sytuacja na innych europejskich rynkach, gdzie dominował kolor czerwony, ale i tak wiadomo było, że najważniejsze wydarzy się w drugiej części notowań.

Atrakcje rynkowi mieli zapewnić Amerykanie. Tym bardziej, że przystępowali oni do notowań z paczką solidnych danych makroekonomicznym z rynku pracy. Te okazały się słabsze od oczekiwań i jak się miało później okazać przyczyniły się też do przeceny w początkowym fragmencie sesji na Wall Street. Tam po godzinie od startu notowań indeksy traciły ponad 1 proc.

Wydawać by się mogło, że w takim otoczeniu również Warszawa będzie zmagała się z presją podaży. Tak się jednak nie stało. Jakby zresztą tego było mało WIG20 wykonał zaskakujący zwrot na północ i zaczął zyskiwać nawet blisko 1 proc. Potwierdzać by to mogło, że czwartkowa wzrostowa sesja nie była dziełem przypadku.

Kolor zielony pozostał na GPW do końca dnia. Ostatecznie WIG20 zyskał 0,7 proc. Martwić może to, że wzrosty nie zostały poparte większymi obrotami. Patrząc jednak na to co działo się na rynku w piątek, byłoby to szukanie dziury w całym. GPW mimo niekorzystnego otoczenia zamknęła dzień na plusie. Gdyby tylko było tak zawsze...