O ile początek nowego tygodnia można było uznać za falstart, tak we wtorek inwestorzy mieli już więcej powodów do zadowolenia. Poniedziałkowe spadki odeszły w niepamięć i na rynku znów się zazieleniło.

Sam początek notowań nie dawał powodów do hurraoptymizmu. WIG20 co prawda rozpoczął dzień na plusie, jednak zwyżkę rzędu 0,3 proc. trudno było uznać za oszałamiający wynik. Jak się jednak okazało było to tylko preludium do dalszych wydarzeń rynkowych.

Z każdą godziną handlu przewaga popytu na GPW bowiem rosła. Wzięciem cieszyły się przede wszystkim największe spółki. Zakupom sprzyjała postawa inwestorów na innych rynkach. Tam również dominował kolor zielony, co z racji praktycznie pustego kalendarza makroekonomicznego było wystarczającym powodem, aby i WIG20 pokonywał coraz to wyższe poziomy.

W połowie sesji indeks największych spółek był już ponad 1 proc. nad kreską. Z obwieszczeniem sukcesu trzeba było się jednak wstrzymać. Nie od dziś wiadomo, że w drugiej części dnia, kiedy do gry wchodzą inwestorzy ze Stanów Zjednoczonych, sytuacja potrafi zmienić się diametralnie. Tym razem jednak nic takiego się nie stało. Indeksy na Wall Street otworzyły dzień na niewielkich plusach, dzięki czemu droga do udanego zamknięcia dnia na GPW stała otworem. Popyt wykorzystał swoją szansę. WIG20 ostatecznie zyskał 1,9 proc. Tym samym znowu bliżej mu do poziomu 2200 pkt, aniżeli do 2100 pkt. Do środowej sesji przystąpi z poziomu 2160 pkt.

Martwić może jednak postawa średnich i małych spółek. Ich indeksy praktycznie przez cały dzień były jedynie na symbolicznych plusach. Jeszcze większym zmartwieniem może być aktywność inwestorów. We wtorek obroty na całym rynku z trudem dobiły do 500 mln zł. Wynik ten sugerować może, że obecne ruchy indeksów to w dużej mierze dzieło przypadku aniżeli faktycznego zaangażowania kapitału.