Media zelektryzowała informacja Radia Zet, że państwowe firmy zażądały od Instytutu Lecha Wałęsy rozliczenia udzielonych mu dotacji albo zwrotu pieniędzy. Może chodzić w sumie o prawie 2 mln zł. Ponoć trwa sprawdzanie dokumentów, a jeden z pracowników Instytutu miał przyznać nieoficjalnie, że nie wszystkie projekty zostały wykonane tak, jak je zamówili fundatorzy.
Gdybyśmy zostawili na boku polityczne konteksty (zmiana władzy, także w spółkach państwowych), to nie ma nic dziwnego w tym, że spółki domagają się rozliczenia swoich wydatków, dotacji czy darowizn. To wręcz ich obowiązek, którego niedopełnienie może skutkować odpowiedzialnością szefów.
Jakie mają jednak szanse na odzyskanie pieniędzy?
Nie znamy szczegółów umów, choć można oczekiwać, że zawierają one warunki wykonania zadań, zwrotu, rozliczeń. W grę mogą wchodzić albo darowizny z ewentualnym poleceniem, albo umowy o dzieło – jeśli przedmiotem projektu były prace badawcze lub umowy o świadczenie usług. Wykładający pieniądze mogą dochodzić ewentualnie naprawienia szkody na podstawie najogólniejszej podstawy, czyli art. 471 kodeksu cywilnego, ale musieliby wykazać nieprawidłowe wykonanie umowy lub w ogóle jej niewykonanie, a nie ma żadnych informacji, by tak było.
Poza tym, jeżeli spółki zamawiały jakieś projekty lub ekspertyzy, to takie roszczenia należałoby rozpatrywać jako związane z prowadzeniem działalności gospodarczej, z krótszym, trzyletnim okresem przedawnienia. Jeśli to było jednak świadczenie wzajemne (daję pieniądze, żebyś to i to wykonał), to oprócz zwrotu dotacji najczęściej zastrzega się odsetki.