E-auta: biznes dla energetyki, zagrożenie rafinerii

Wyścig o nowy rynek powstający na gruncie programu rozwoju elektromobilności trwa w najlepsze. Włączają się w niego kolejne firmy, które chcą zarobić na tym biznesie.

Aktualizacja: 06.09.2017 22:39 Publikacja: 06.09.2017 20:42

Wyzwaniem jest nie to, czy potrzebnych do zasilania aut 4–5 TWh wystarczy w systemie, ale raczej to,

Wyzwaniem jest nie to, czy potrzebnych do zasilania aut 4–5 TWh wystarczy w systemie, ale raczej to, by odpowiednio moc rozprowadzić – mówili uczestnicy dyskusji

Foto: Fotorzepa, Tomasz Jodłowski

Największy wytwórca energii w kraju, czyli Polska Grupa Energetyczna planująca stawianie testowych słupków do ładowania samochodów elektrycznych w kilku miastach Polski i testująca koncepcję car sharingu, podpisał z Zakładami Cegielskiego w Poznaniu list intencyjny. Ma on być kanwą współpracy firm przy stworzeniu własnej ładowarki.

– Chcemy skomercjalizować projekt Cegielskiego i wdrożyć go do łańcucha naszych produktów – deklarował Henryk Baranowski, prezes PGE, po zakończeniu panelu pt. „Czy starczy nam mocy na polską elektromobilność". – Pierwsze polskie urządzenie do ładowania aut może stanąć jeszcze w tym roku – dodał Baranowski.

Partnerzy nie wykluczają współpracy w ramach spółki celowej, w której PGE miałoby objąć 60 proc. udziałów. Zdaniem Baranowskiego taka współpraca pozwoli ograniczyć koszty produkcji wobec tych potrzebnych na zakup e-słupków od firm zachodnich. Wartością będzie też wpływ na rozwój technologii ich produkcji.

Infrastruktura do ładowania – choć konieczna dla rozwoju nowego rynku – nie dla wszystkich dyskutantów była najważniejszym warunkiem tego, by w 2025 r. po polskich drogach jeździł 1 mln aut na prąd.

– Wyzwaniem jest nie to, czy potrzebnych do zasilania aut 4–5 TWh wystarczy w systemie, ale raczej to, by odpowiednio moc rozprowadzić. Dlatego pojazdy elektryczne wykorzystywane do stabilizacji trzeba wkomponować w przyszłą charakterystykę miksu energetycznego – stwierdził Michał Kurtyka, wiceminister energii odpowiedzialny za rozwój elektromobilnosci.

Zdaniem Marcina Jastrzębskiego, prezesa Grupy Lotos, poważną barierę w rozwoju tego rynku może stanowić zasobność portfeli Polaków. Dla rafinerii rozwój rynku aut na prąd jest zagrożeniem, bo zmniejsza zapotrzebowanie na jej podstawowy produkt. By zdobyć kawałek rynku, gdańska rafineria na swoich stacjach też chce stawiać słupki.

– Przy obu autostradach, gdzie jesteśmy, budujemy już 12 ładowarek. Jestem przekonany, że rozwój infrastruktury nadąży. Obawiam się jednak, że Polaków wydających przeciętnie 40–50 tys. zł, jeszcze długo nie będzie stać na wydatek dwu–trzykrotnie większy – zauważył Jastrzębski.

Paneliści zgodzili się co do tego, że auta na prąd staną się bardziej dostępne, gdy przełom technologiczny pozwoli na zmniejszenie kosztów produkcji baterii. To one odpowiadają za połowę ceny samochodu elektrycznego – dwukrotnie dziś droższego niż ten z silnikiem spalinowym.

– Koszty tych pojazdów będą w najbliższych latach spadać. Technologia litowo-jonowa jest na bardzo zaawansowanym etapie rozwoju. Chodzi tylko o skalę działania. Stąd przedsięwzięcia nastawione na budowanie olbrzymich fabryk baterii dla takich pojazdów – zauważył Kurtyka.

Szef Ursusa Karol Zarajczyk jest jednak przekonany, że przy rozwijaniu e-mobilności nie należy pomijać rynku samochodów transportowych i e-autobusów. Twierdzi też, że pojazdy na prąd będą tylko pomostem dla boomu na technologię hybrydową. Przełomem może okazać się wykorzystanie ogniw wodorowych, które będą w czasie jazdy doładowywać baterię, zwiększając zasięg auta.

E-auta są nie tylko łatwiejsze w konstruowaniu, ale także bardziej przyjazne w użytkowaniu. Nie chodzi przy tym tylko o aspekt środowiskowy, choć ograniczenie stref w miastach z dostępem samochodów z silnikiem spalinowym zapewne zmotywuje część użytkowników do zakupu. Chodzi także o koszty użytkowania i serwisowania.

Jak wyliczał Zarajczyk, w ciągu ośmiu lat użytkowania samochodu na prąd można zaoszczędzić nawet 800 tys. zł.

– Jeśli taki samochód firma weźmie w leasing, to w ciągu czterech–pięciu lat użytkowania koszty zakupu mogą okazać się mniejsze – dodał Zarajczyk.

– Auta na prąd kupują głównie firmy wymieniające swoją flotę. Przy przejechaniu nawet 35 tys. km rocznie okazuje się, że jest to tańszy samochód niż tradycyjny. A ta różnica będzie jeszcze się pogłębiać – wtóruje Krzysztof Bolesta, wiceprezes Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych.

Dyskutanci odnieśli się także do postawionego przez rząd celu: miliona aut na prąd na naszych drogach. Michał Łotoszyński, prezes zajmującej się wypożyczaniem samochodów firmy 99Rent m.in. w ramach testów elektryków, twierdzi, że przełom nastąpi po przekroczeniu liczby 300 tys. takich pojazdów. Potem będziemy zaś mieli do czynienia z efektem kuli śniegowej.

– Nieuchronnie nastąpi zmiana przyzwyczajeń Polaków. Chcemy być gotowi, by jak najlepiej obsłużyć ten wzrost zapotrzebowania na 4 TWh, także stawiając własne słupki w odpowiednich miejscach – dodał Mirosław Kowalik, prezes Enei.

Jak zauważył, ładowarki publiczne stawiane na parkingach przy blokach mogą mieć duże znaczenie. Zwłaszcza że nie każdy potencjalny użytkownik e-auta mieszka w domku jednorodzinnym, gdzie w garażu jest gniazdko.

Dlatego, jak trafnie stwierdził przysłuchujący się debacie uczestnik, rozwój e-mobilności będzie miał duży wpływ także na rynek nieruchomości – wzrost cen domów w centrach miast odciążonych od uciążliwości samochodów spalinowych. Są też obawy, które wyraził Bolesta, by odwrót od diesli nie przyczynił się do tego, że staniemy się złomowiskiem Europy.

– Celu miliona aut nie należy traktować jak fetyszu. On jest potrzebny, by odejść od myślenia w kategoriach „czy to możliwe" i przejść do podejścia „jak to zrobić" – skonkludował Kurtyka.

Największy wytwórca energii w kraju, czyli Polska Grupa Energetyczna planująca stawianie testowych słupków do ładowania samochodów elektrycznych w kilku miastach Polski i testująca koncepcję car sharingu, podpisał z Zakładami Cegielskiego w Poznaniu list intencyjny. Ma on być kanwą współpracy firm przy stworzeniu własnej ładowarki.

– Chcemy skomercjalizować projekt Cegielskiego i wdrożyć go do łańcucha naszych produktów – deklarował Henryk Baranowski, prezes PGE, po zakończeniu panelu pt. „Czy starczy nam mocy na polską elektromobilność". – Pierwsze polskie urządzenie do ładowania aut może stanąć jeszcze w tym roku – dodał Baranowski.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Smart city to również elektromobilność
ROZMOWA
Ponichtera: Innowacje w centrach danych dla zrównoważonego rozwoju
Interview
Ponichtera: Innovation in data centres for sustainable development
Studio „Rzeczpospolitej”
Białkowski: Zdrowa Firma to wsparcie dla pracodawców w pozyskaniu i utrzymaniu najlepszych pracowników
ROZMOWA
Jamiołkowski: Szczególny moment transformacji branży tytoniowej