W życie wchodzi dekret wykonawczy do ustawy Emmanuela Macrona o numerze 2016-418, który zacznie obowiązywać 1 lipca.
Mimo formalnej skargi przeciwko Francji do Komisji Europejskiej na te przepisy oraz zaskarżenia ich przed francuskim Naczelnym Sądem Administracyjnym (Conseil d'Etat) jest niewielka szansa na to, aby Francuzi – podobnie jak Niemcy przy przewozach tranzytowych – ustąpili i choć w części zrezygnowali z ograniczenia dostępu do rodzimego rynku usług transportowych dla zagranicznych firm. O ile jednak sprzeciw wobec regulacji niemieckich zgłaszała głównie Polska i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej, o tyle francuskie przepisy budzą zaniepokojenie również w tzw. starej Europie.
Same niewiadome
Niejasność tych regulacji i brak wytycznych francuskiej administracji powodują, że nie tylko polscy przewoźnicy pozostają w niepewności co do tego, jak od 1 lipca prawidłowo zorganizować przewóz na terenie Francji. Na to nakłada się swoista bezradność strony francuskiej. Na ostatnim spotkaniu w Brukseli Francuzi sami przyznali, że nie wiedzą, jak liczyć francuską płacę minimalną z uwzględnieniem odmiennych systemów wynagrodzeń obowiązujących w innych krajach unijnych.
Niewątpliwie takie stanowisko Francji nie pomaga przewoźnikom. Jedno jest pewne: ci, którzy planują pozostać na rynku francuskim, będą musieli wykazać, że spełniają wymogi francuskiego prawa. Niesubordynacja może się nie opłacić, gdyż za niewykonanie obowiązków przewidzianych w dekrecie grożą wysokie kary, sięgające nawet do 500 tys. euro.
Jeśli do 1 lipca nic się nie zmieni, będziemy mogli mówić o trzech zasadniczych obowiązkach, które będą obciążać przewoźników: