Taki wniosek płynie z niedawnego orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Jego kanwą była umowa pożyczki na niebagatelną kwotę 130 tys. zł, jaką w maju 2011 roku zawarli w formie ustnej znajomi Maria C. i Andrzej A.
Było duże zaufanie
Kobieta miała przekazywać kwotę pożyczki w ratach, a pożyczkobiorca miał ją spłacać od przełomu kwietnia i maja 2012 roku. Znajomi nie sporządzili umowy w formie pisemnej, bowiem Maria C. miała zaufanie do Andrzeja A. i nie widziała konieczności spisywania takiego kontraktu.
Od maja 2011 do lutego 2012 roku Maria C. dokonała łącznie 35 przelewów na rachunek bankowy Andrzeja A. oraz innych podmiotów na łączną kwotę 111 tys. 400 zł. Poza tym przekazała znajomemu 22 tys. 600 zł gotówką. Wśród przelewów bankowych 26 z nich na łączną kwotę 91 tys. 400 zł opatrzonych było tytułem „pożyczka", pozostałe dziewięć przelewów na łączną kwotę 20 tys. zł stanowiło uregulowanie innych zobowiązań, takich jak czynsz za lokal i prowizja za pośrednictwo w wynajmie mieszkania dla Andrzeja A. czy rejestrację spółki oraz zakup materiałów reklamowych.
Po udzieleniu około 80 proc. pożyczki znajomi założyli w listopadzie 2011 roku spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, która świadczyła usługi doradcze w zakresie prowadzenia działalności gospodarczej i zarządzania. Maria C. została członkiem zarządu, a Andrzej A. prezesem założonej spółki.
Koniec współpracy
Od października 2012 roku Maria C. zaczęła się domagać zwrotu pożyczonych pieniędzy. Wezwania do zapłaty kierowała w osobistych kontaktach, drogą mailową, a także w formie listownych wezwań do zapłaty. Andrzej S. nie odbierał jednak korespondencji pocztowej, ani skierowanej na jego adres zamieszkania, ani na adres do korespondencji spółki.