Sprawa windykacyjnego GetBacku zatacza coraz szersze kręgi. Problem ma nie tylko sama spółka. Blady strach padł także na pośredników, którzy sprzedawali obligacje firmy. Te kupiło prawie 9,1 tys. inwestorów indywidualnych.
Wiele osób zainwestowało oszczędności życia. „Skończyłam 71 lat, jestem wdową po ciężkim zawale serca. Cios i tragedia, jaka mnie spotkała, jest niewyobrażalna. Straciłam pieniądze swoje i syna. Co mam robić? Gdzie szukać pomocy?" – napisała do nas czytelniczka. Doradca bankowy namówił ją do zerwania lokaty i zakupu obligacji, które miały być bezpieczne. Był bardzo przekonujący. Twierdził, że ofertę przygotowano specjalnie dla niej jako stałej klientki. Usłyszała, że firma ma zyski, nie grozi jej upadłość i szkoda nie skorzystać z takiej okazji.
Wielkie sprawdzanie
Jak ustaliła „Rzeczpospolita", Komisja Nadzoru Finansowego i UOKiK wystosowały specjalne pisma do brokerów i bankowców z prośbą o dokładny opis metod stosowanych przy sprzedaży obligacji GetBacku zarówno w ofertach publicznych, jak i prywatnych. W procesy sprzedażowe zaangażowanych było wiele podmiotów, poczynając od dużych banków, poprzez domy maklerskie, niewielkie butiki inwestycyjne, na samych przedstawicielach GetBacku kończąc.
– Faktycznie dostaliśmy pismo i specjalną ankietę do wypełnienia. Zakładam jednak, że otrzymały ją wszystkie podmioty – mówi jeden z brokerów. Podobne sygnały płyną z banków.
Czego próbują się dowiedzieć KNF i UOKiK? Według naszych ustaleń chodzi przede wszystkim o informacje dotyczące tego, kto i ile obligacji sprzedał, jak wyglądał sam proces sprzedaży, do kogo były kierowane papiery windykatora i jak były one reklamowane klientom. Ustalenia te są istotne, gdyż z wiadomości, które dostaliśmy od czytelników, wynika, że nierzadko obligacje GetBacku były przedstawiane jako bezpieczny produkt, porównywany nawet do lokat bankowych, i były oferowane osobom, które nie posiadały na ich temat odpowiedniej wiedzy. Sygnały takie dotarły także do rzecznika finansowego.