– Kiedy miałem siedem lat, moja mama i ojciec przeprowadzili się ze mną i moją siostrą do komuny – opowiada Thomas Vinterberg. – W Ameryce komuna kojarzy się z sektą religijną albo hippisami. Nasza miała inny charakter. Ojciec był krytykiem filmowym, mieszkaliśmy razem z wykładowcami akademickimi, dziennikarzami. Nie pamiętam wolnego seksu ani narkotyków. Ale panowała atmosfera pełna luzu i optymizmu. No, może było w naszym domu trochę za dużo piwa.

Dorosły Vinterberg był jednym ze współzałożycieli Dogmy'95. To w tej grupie artystów, przeciwstawiających Hollywoodowi konwencję naturalnego filmowania, bez sztucznego światła, efektów specjalnych, wypraw w odległe galaktyki i strzelanin – powstało najgłośniejsze dzieło Duńczyka „Uroczystość": portret dysfunkcjonalnej rodziny, kryjącej bolesne tajemnice.

Potem podobnie jak inni sygnatariusze manifestu Dogmy – Lars von Trier i Soren Kragh-Jacobsen – Vinterberg odszedł od tych zasad. Ale wciąż najciekawsze jego filmy to te o rodzinie. W „Submarino" sportretował dwóch nękanych obrazami przeszłości braci. W znakomitym „Polowaniu" przyglądał się dziecku, które krzycząc o odrobinę uwagi, oskarża nauczyciela o pedofilię. Pokazał człowieka przegrywającego ze społeczną presją. W „Komunie" też opowiedział o niełatwych rodzinnych układach. O kobiecie, która musi walczyć o siebie. O własną godność. Wrócił do czasu własnej młodości, choć zastrzega się, że im dłużej pracował z Thomasem Lindholmem nad scenariuszem, tym bardziej cała historia oddalała się od jego wspomnień.

A więc jest tu inteligencka rodzina z dorastającą córką. Erik wykłada na uniwersytecie, Anna prowadzi wiadomości w dużej stacji telewizyjnej. Ale pewnego dnia, znudzeni monotonią życia, w domu odziedziczonym po rodzicach organizują komunę. Około dziesięciu osób razem gotuje, je, sprząta. Pije wino i rozmawia. Dopóki Eric nie zakochuje się w studentce. Na oczach wszystkich, także czternastoletniej córki, przestaje dzielić pokój z żoną. Jej miejsce zajmuje śliczna blondynka, niemal jej kopia, tyle że młodsza o ćwierć wieku. Anna próbuje to znosić — tak przecież wypada. Ale nagle wszystko w niej pęka. Dobra mina jest kłamstwem. Czy ktokolwiek z przyjaciół mieszkających w domu Erika potrafi podać jej rękę? Czy rozumie jej stan mąż? Jak zareaguje jego kochanka? Film, który zaczął się jak bajka o solidarności i przyjaźni z każdą chwilą staje się coraz bardziej okrutny.

Vinterberg bada granice tolerancji, opowiada o życiowym kryzysie, o godności w związku, o miłości, potrzebie bliskości, tęsknotach, których nie da się w sobie zagłuszyć. Ale też o mrzonkach na temat idealnej wspólnoty. Bo społeczność nie staje zwykle po stronie jednostki. Jest gotowa poświęcić ją dla własnych interesów. Mądry, przejmujący i bardzo dojrzały film.