Korespondencja z Karlowych Warów
Wrażenia po werdykcie jury 52. Festiwalu Filmowego w Karlowych Warach to przede wszystkim radość z powodu nagród dla Jowity Budnik i Eliane Umuhire za kreacje w filmie „Ptaki śpiewają w Kigali" Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego.
Zagrały one dwie kobiety, które w 1994 roku w Rwandzie przeszły przez piekło ludobójstwa. Widziały rozpętaną nienawiść, kobiety, dzieci, mężczyzn zabijanych maczetami przez sąsiadów, bo pochodzili z innego plemienia. Anna i Claudine straciły najbliższe osoby i muszą żyć dalej.
„Ptaki śpiewają w Kigali" to opowieść o ich relacjach. O żałobie, cierpieniu, ale też o próbie zachowania godności i trudnym podnoszeniu się po tragedii. W ten bardzo mocny film Budnik włożyła swoją wielką wrażliwość, dla Umuhire to było bolesne spojrzenie we własną przeszłość.
Generalnie jednak werdykt jurorów przyniósł poczucie konsternacji, bo najważniejszy laur – Kryształowy Globus – przypadł czeskiemu filmowi „Mały Krzyżowiec" Vaclava Kadrnka. To powolna opowieść osadzona w XIII wieku o rycerzu szukającym synka, który zapewne przyłączył się do dziecięcej krucjaty. Ta nagroda nie oddaje ducha przeglądu, w którym reżyserzy pokazali filmy o najbardziej palących problemach współczesności.