Co się działo po śmierci Piotra Łazarkiewicza

„Nie-obecność” Magdy Łazarkiewicz wchodzi do kin. Skromnie, w kilku kopiach. Ale warto ten dokument obejrzeć.

Publikacja: 12.03.2016 13:18

Foto: materiały prasowe

„Nie-obecność" zaczyna się od ujęcia komórki. „Tu telefon Piotra Łazarkiewicza. Proszę, nagraj wiadomość".

— Ciągle łapię się na tym, że naciskam w komórce guzik z napisem Piotr. Kiedy bateria w jego aparacie wyczerpała się, wzbudziło to we mnie jakiś rodzaj paniki, że coś się zamknęło — mówi Magda Łazarkiewicz, żona Piotra.

Naładowała baterię, zdobyła kod i odzyskała komunikat nagrany ciepłym głosem Piotra.

Piotr Łazarkiewicz, reżyser i bardzo życzliwy człowiek, umarł nagle 20 czerwca 2008 roku. Zostawił po sobie kilka ciekawych dokumentów, m.in. kultową „Falę" o Jarocinie, kilka filmów fabularnych: „Kocham kino", „Porę na czarownice", zrealizowany razem z żoną „Odjazd", „0_1_0", którego premiery sam nie doczekał. Zostawił też dużo dobrych wspomnień. Nie jest rzeczą przypadku, że tylu ludzi o nim pamięta. Przyjaciele wydali książkę o nim, w Jarocinie Akademia Filmowa dla dzieci i młodzieży nosi jego imię. Podobnie jak kino. W Cieplicach ulica sąsiadująca z liceum, do którego chodził została nazwana jego imieniem, a na Festiwalu Polskich Filmów w LA wręczana jest nagroda dla młodych twórców też jego imienia.

Po ponad siedmiu latach od jego śmierci, Magda Łazarkiewicz nauczyła się żyć sama, ma matkę, siostrę, dwoje dzieci, dwie wnuczki. Intensywnie pracuje. Ale wciąż mówi o wielkiej tęsknocie za nim. To z tej tęsknoty zrobiła film „Nie-obecność". Opowiada w nim o tych pierwszych chwilach po śmierci męża. O czasie, kiedy we wszystkim widzi się znaki. Jak Broniewski w wierszu „Firanka", który napisał po śmierci córki Anki.

— We wrześniu 2008 roku na zaproszenie grupy teatralnej z miasta Nagoja odbyłam 12-dniową podróż po Japonii — mówi Magda Łazarkiewicz w „Nie-obecności". — To była bardzo dziwna podróż. Byłam w szoku po śmierci Piotra. Ciągle jeszcze wydawało mi się, że to nieprawda. że Piotr wyjechał i zaraz wróci. Dopiero jak wsiadłam od wielkiego airbusa dotarło do mnie, że jego już nie ma. Że nie będzie na mnie czekał na lotnisku, gdy przylecę z Japonii. Czułam się, jakby mnie ktoś wystrzelił w kosmos. W samolocie siedziała obok mnie para turystów. Byli to młodzi, sympatyczni ludzie, którzy wyraźnie bardzo się kochali. Ich obecność jeszcze potęgowała moją tęsknotę. Po przylocie, w hotelu, od razu zasnęłam. Obudziłam się, w tym śnie chyba, z silnym poczuciem obecności Piotra w pokoju. Leżał przy mnie i przyglądał mi się. A potem zdarzyło się coś, czego do dzisiaj nie rozumiem: w czasie dziesięciodniowej podróży trzykrotnie - dwa razy w siedmiomilionowej Nagoi, raz w dwumilionowym Kyoto - spotkałam tę parę młodych ludzi z samolotu. Za pierwszym razem uśmiechnęliśmy się do siebie, za drugim razem powiedzieliśmy sobie „Hej", a za trzecim - spojrzeliśmy na siebie z niepokojem. To było tak, jakby ktoś zabawiał się nami, chciał dać jakiś znak. Nie wiem, do tej pory nie wiem, co to miało znaczyć.

„Nie-obecność" jest filmem bardzo prywatnym. Są w nim zdjęcia Piotra z Gabrysią i Antkiem. Piotr kochał dzieci obłędnie. Na tych zdjęciach ma inny wzrok - miękki, pełen czułości.

Wtedy, gdy odszedł Gabrysia była studentką Uniwersytetu Warszawskiego, Antoni, absolwent krakowskiego konserwatorium, z wielkim powodzeniem pisał muzykę filmową. „Było między nimi coś więcej niż uczucie ojciec-syn — powiedziała mi kiedyś matka Magdy Łazarkiewicz, Irena Rybczyńska — Jakieś ogromne porozumienie duchowe". Piotr do był też dumny ze swoich dwóch wnuczek, córeczek Antka. Wysyłał do przyjaciół kartki z ich zdjęciami. W „Nie-obecności" mówił:

— Trzeba postępować tak, żeby dziecko wiedziało, że nawet jeśli nam się nie podoba jego sposób ubierania czy poglądy polityczne czy wybór narzeczonego - to i tak te wybory akceptujemy. Trzeba zrobić wszystko, żeby je zrozumieć. A poza tym trzeba być sobą i pokazywać dziecku, że się nie kłamie.

W kościele, w czasie mszy żałobnej po śmierci Piotra Łazarkiewicza, jego syn powiedział:

— Kiedy kogoś kochasz, uwolnij go. To słowa piosenki Stinga. Mój ojciec potrafił tego dokonać. Tak bardzo mnie kochał, że potrafił uczynić mnie wolnym człowiekiem. Nie oczekiwał, że stanę się podobny do niego. Przekazał mi swój talent, pokazał mi świat takim, jakim sam go widział, ale nie oczekiwał, że będę patrzył tak samo jak on.

To również Magda Łazarkiewicz pokazała w „Nie-obecności". Piotr zawsze zaaferowany, zawsze w biegu, miał jednak czas dla najbliższych. Dla rodziny, przyjaciół. Dla całkiem nieznajomych młodych ludzi, w których dostrzegł pasję. Dla tych, których chciał bronić przed nietolerancją, przed niesprawiedliwym wykluczeniem. Dla innych, chorych, nie dających sobie rady z życiem i codziennością.

O takim Piotrze opowiedziała Magda w „Nie-obecności". Bardzo to wzruszający film. Świadectwo miłości, bólu. I tego, że nie całkiem przemijamy. Dopóki trwamy w pamięci bliskich – jesteśmy.

„Nie-obecność" zaczyna się od ujęcia komórki. „Tu telefon Piotra Łazarkiewicza. Proszę, nagraj wiadomość".

— Ciągle łapię się na tym, że naciskam w komórce guzik z napisem Piotr. Kiedy bateria w jego aparacie wyczerpała się, wzbudziło to we mnie jakiś rodzaj paniki, że coś się zamknęło — mówi Magda Łazarkiewicz, żona Piotra.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Biedne istoty” już na Disney+. Film z oscarową Emmą Stone błyskawicznie w internecie
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach