– Inteligencja może wypowiadać się na najważniejsze tematy dwoma sposobami: poprzez protest czy poparcie dla polityków albo poprzez sztukę – twierdzi Aleksander Sokurow. – Dla mnie liczy się sztuka. Polityka zawsze jest mętną grą. Nawet w rozwiniętych systemach parlamentarnych i w najlepiej funkcjonujących społeczeństwach demokratycznych nie zawsze wiadomo, czym kierują się politycy w określonym momencie i czyje interesy reprezentują. A artyści zazwyczaj szanują podstawowe wartości – te, które mogą sprawić, by świat był lepszy.
Gdy upokarzanie ludzi staje się normą
Do sztuki przez wielkie „S" Sokurow wciąż tęskni. Do tego stopnia, że z pewnym sentymentem wspomina czas komunizmu, w którym przecież tylko osobista interwencja Gorbaczowa uchroniła go przed oskarżeniem przez NKWD o działania antyradzieckie.
– Uwielbienie dla sztuki było wtedy ogromne – mówi reżyser. – W Związku Radzieckim przed kioskami ustawiały się kolejki i nie można było kupić „Nowego świata" czy „Literatury zagranicznej". Dzisiaj ludzie przestają chodzić do teatru, do filharmonii. Artystyczne filmy idą przy pustych salach. Ale może to nie ludzie są winni... I nie czasy... O słabościach publiczności trzeba mówić na końcu, a najpierw warto przyjrzeć się sobie. Może to reżyserzy, szukając łatwych tematów, za często zapominają o poważnej rozmowie. Czasem, patrząc na film, myślę: „Ludzie, gdzie wy znajdujecie te beznadziejne scenariusze? Co wy wszyscy macie w głowie? Już nie powiem: w sercu?" I to głupie kino niszczy publiczność.
Dodaje też, że w nowych czasach do cenzury politycznej, która wcale w Rosji nie zniknęła, doszedł jeszcze trudny dla artystów kult rynku i pieniądza.
– Wbrew pozorom mnie było łatwiej pracować w czasach komunizmu – powiedział mi w przed miesiącem w Berlinie. – Wtedy było więcej uczciwości. Jasnych granic. Społeczeństwo było podzielone na dwie części. Bardzo wyraźnie. Doskonale wiedzieliśmy, kto jest naszym przeciwnikiem. Podkreślam: przeciwnikiem, nie wrogiem. Komuniści narzucili artystom cenzurę polityczną. Ale nie było presji ekonomicznej. Po zmianie Rosja zyskała nowego Boga: jest nim rubel. Pojawiła się grupa, która szybko wzbogaciła się, a potem przekształciła się w oligarchów. Przestały się liczyć dyskusje o ideologii. Zniknęła linia frontu. I nie wiesz, kto jest twoim przeciwnikiem. Każdy może cię zdradzić, każdy może w ciebie uderzyć.
Narzeka też Sokurow na upadek wartości.
– W kinie radzieckim nie można było zrobić filmu, w którym zło wygrywało z dobrem. Nawet jeśli bohater ginął czy umierał, jego idee przeżywały. Dzisiaj już nie przypominamy widzom, że zło można pokonać. W rosyjskich filmach, jak w życiu, ono często wygrywa. Tak jak w kinie światowym. Nie można tego zaakceptować, bo ruchome obrazy mają ogromną siłę. Człowiek, który widzi bez przerwy obrazy upokarzania ludzi, zaczyna je traktować jako normę. Boję się, że jesteśmy niedaleko momentu, gdy kino przekona miliardy młodych ludzi, że można sponiewierać, a nawet zabić innego człowieka. Wszyscy tracimy moralny kompas – Rosjanie, Europejczycy, Amerykanie.
Ciągły rachunek sumienia
I chyba właśnie taki jest Sokurow. Nie popiera żadnej dyktatury, więc nie wpisał się też w układ putinowski. Robi nowy film – o drugiej wojnie światowej. W europejskiej koprodukcji, bo w Rosji nie dostałby na niego pieniędzy.
– Moje relacje z ministerstwem kultury nie mogłyby być chyba gorsze – przyznaje.
Jest wierny sobie. Chce się czuć wolny, daje sobie prawo do myślenia i wypowiadania się tak, jak chce. Słuchając go myślę o innym Rosjaninie, Włodzimierzu Wysockim, który jak on wykrzyczał kiedyś ze sceny: „Nie lubię, gdy mi mówią po imieniu, gdy w zdaniu jest co drugie słowo – brat. Nie lubię, gdy mnie klepią po ramieniu, z uśmiechem wykrzykując – kopę lat! Nie lubię, gdy czytają moje listy, przez ramię odczytując treść ich kart. Nie lubię tych, co myślą, że na wszystko najlepszy jest cios w pochylony kark" (tłum. J. Kaczmarski). A kiedy pytam Aleksandra Sokurowa o cenę, jaką płaci za swoją niezależność, odpowiada:
– To bolesny temat. Zawsze trzeba myśleć, gdzie przechodzi granica uczciwości. Na jaki kompromis możesz pójść, żeby dostać pieniądze na film. A na jaki już nie. Musisz robić rachunek sumienia, kiedy jesteś po stronie prawdy, kiedy jesteś wierny sobie, a w którym momencie zaczynasz się sprzeniewierzać własnym ideałom. Proszę mi wierzyć, to często nie są łatwe decyzje.
Odbierając Europejską Nagrodę Filmową, Aleksander Sokurow wspominał Andrzeja Wajdę. Mówi zresztą o nim często. Jak o swoim mistrzu, ale też przyjacielu. Jak o człowieku, który – jak on – zawsze żył i tworzył uwikłany w historię swojego kraju.
– Spotkałem się z Andrzejem Wajdą niedługo przed jego śmiercią – powiedział mi w Berlinie. – Jedliśmy kolację w małym ogródku przy jego warszawskim domu. Skończył właśnie montaż „Powidoków". Powiedział to, o czym ja zawsze myślałem: „Jestem bardzo zmęczony tą ciągłą polityczną walką". On już w niebiosach odpoczywa. Ale co z nami?