Wykorzystać ukryte rezerwy

Spadek liczby osób w wieku produkcyjnym nie będzie dramatem dla pracodawców, jeżeli uda się zwiększyć aktywność zawodową Polaków i zachęcić do powrotu choćby część polskich emigrantów zarobkowych.

Publikacja: 16.01.2017 19:53

Foto: 123RF

Jesienią 2016 r. już 45 proc. polskich firm uczestniczących w badaniu agencji zatrudnienia ManpowerGroup narzekało na problemy ze znalezieniem pracowników. Nie dość, że odsetek pracodawców odczuwających niedobór talentów był najwyższy od sześciu lat, to również wyjątkowo duża grupa firm (36 proc.) wiązała go z brakiem dostępnych kandydatów. Po raz pierwszy od lat wskazywano to jako główny powód problemów rekrutacyjnych.

Sytuacja będzie się powtarzać, gdyż – jak wynika z prognozy demograficznej GUS – w kolejnych latach brak dostępnych kandydatów do pracy może dotknąć jeszcze więcej pracodawców. – To efekt malejącej od 2013 r. podaży pracy w Polsce, która ostatnio zmniejsza się coraz szybciej – mówi Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP.

Według GUS w kolejnych latach ten spadek przyspieszy. Liczba osób w wieku produkcyjnym (od 18 do 59/64 lat) ma się skurczyć do ok. 22 mln w 2025 r., czyli o ponad 2 mln w porównaniu z 2014 r. Nawet jeśli spełnią się nadzieje związane z programem 500+ , to urodzone w najbliższych latach dzieci wejdą na rynek pracy za dwie dekady.

– Polska być może po raz pierwszy w swojej historii dociera do punktu, w którym brak pracowników jest realnym zagrożeniem dla biznesu – twierdzi Anna Wicha, prezes Polskiego Forum HR i dyrektor generalna Adecco Poland.

– To nie braki inwestycyjne, ale dostępność kadr do ich realizacji mogą stać się głównym hamulcowym wzrostu PKB – podkreśla Maciej Witucki, prezes grupy Work Service.

Migracja to nie panaceum

Ekonomiści i eksperci rynku pracy wskazują dwa główne sposoby na pozyskanie dodatkowych pracowników. Jeden to zwiększenie aktywności zawodowej Polaków, a drugi to większy napływ imigrantów zarobkowych, zwłaszcza tych z bliskich nam kulturowo państw byłego ZSRR, na czele z Ukrainą. Ich napływ, ułatwiony dzięki uproszczeniu procedury wizowej dotyczącej pobytów do sześciu miesięcy, bije od dwóch lat kolejne rekordy, pomagając firmom zapełnić niedobory kadrowe zwłaszcza w branżach, w których są wykorzystywani pracownicy krótkookresowi bądź sezonowi (rolnictwo, budownictwo, niektóre usługi).

Według danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przez 11 miesięcy 2016 r. polscy pracodawcy złożyli w powiatowych urzędach pracy ponad 1,2 mln oświadczeń o zamiarze zatrudnienia pracowników ze Wschodu (głównie z Ukrainy), o dwie trzecie więcej niż w tym samym okresie 2015 roku.

Ekonomiści i przedsiębiorcy postulują, by zamiast utrudniać napływ zagranicznych pracowników (co może być skutkiem odkładanego w czasie wdrożenia unijnej dyrektywy o pracy sezonowej), zalegalizować dłuższy pobyt imigrantów. – Tak by mogli legalnie u nas mieszkać, pracować i płacić podatki – twierdzi Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Jego zdaniem do 2050 r. konieczne będzie przyjęcie 5 mln imigrantów.

Ale jak zaznacza Łukasz Kozłowski, sama imigracja nie jest panaceum, tym bardziej że jej potencjał jest ograniczony. Kraje byłego ZSRR mają podobne wyzwania demograficzne jak Polska, a konkurencja ze strony innych krajów o pracowników ze Wschodu będzie rosła. Według Instytutu Ekonomicznego NBP przy realistycznych scenariuszach pozytywny wpływ imigracji nie wypełni ubytku w podaży pracy wywołanego starzeniem się społeczeństwa. Liczba obcokrajowców zasilających w sposób sformalizowany polski rynek pracy jest kilkukrotnie mniejsza od liczby oświadczeń.

– Przybysze z Ukrainy nie będą napływać w nieskończoność – podkreśla Anna Wicha. Zwraca ona uwagę, że niepokoje związane z Brexitem i sytuacją na zachodzie Europy mogą skłaniać polską diasporę do powrotu do kraju. Rosną więc szanse na powrót części z ponad 2 mln Polaków, którzy w ostatnich latach wyjechali do pracy za granicą.

Nie rezygnując z zachęcania do powrotu Polaków z zagranicy, warto też zadbać o powrót na rynek pracy w naszym kraju części osób biernych zawodowo. Mimo poprawy koniunktury na rynku pracy, rosnących płac, liczba biernych zawodowo specjalnie nie maleje. Według ostatnich danych GUS, w III kwartale 2016 r. sięgała 13,4 mln osób (z tego prawie 5,5 mln w wieku produkcyjnym) i była tylko o ok. 130 tys. mniejsza niż w tym samym okresie 2012 r. Przybyło bowiem emerytów (ich liczba wzrosła do prawie 6,8 mln) oraz osób, które nie szukają pracy ze względu na obowiązki rodzinne i opiekuńcze (także nad seniorami). Niemal 90 proc. tej drugiej grupy, liczącej ponad 1,8 mln osób, to ludzie w wieku produkcyjnym, głównie kobiety.

Gdzie są rezerwy kadrowe

W raporcie z „Badania Ankietowego Rynku Pracy" (BARP) z grudnia 2016 r. Instytut Ekonomiczny NBP podkreśla, że tylko część osób nieaktywnych zawodowo faktycznie nie chce pracować. Według wykorzystanych w raporcie danych BAEL, chęć pracy deklaruje 18 proc. biernych zawodowo w wieku produkcyjnym, z czego ponad jedna trzecia mogłaby w ciągu dwóch tygodni podjąć pracę. Ich aktywizacja zwiększyłaby podaż pracy o 3,2 proc., a gdyby przywrócić na rynek pracy wszystkie osoby chcące pracować, podaż pracy zwiększyłaby się o 8,7 proc., przy czym szacunki te nie uwzględniają potencjalnej aktywizacji osób w wieku 65 lat i więcej.

Największe rezerwy potencjalnych pracowników są m.in. wśród osób w wieku przedemerytalnym, które dzisiaj często trwale opuszczają rynek pracy, oraz wśród kobiet. Te ostatnie rezygnują z pracy na rzecz opieki nad dziećmi lub innymi osobami w rodzinie. Ich powrót do życia zawodowego wymagałby wsparcia ze strony państwa oraz pracodawców. Po stronie państwa leży zapewnienie łatwiejszego dostępu do usług opiekuńczych, zaś po stronie pracodawców – zwiększenie elastyczności (elastyczne godziny pracy, praca w niepełnym wymiarze godzin, dzielenie etatu, praca w domu).

Rezerw kadrowych można też szukać wśród osób 50+, w tym wśród tych, które nabyły uprawnienia emerytalne. Według GUS, w 2015 r. średni wskaźnik zatrudnienia w grupie 55–64 lata w Unii Europejskiej wynosił ponad 55 proc., natomiast w Polsce tylko 47 proc. Jak podaje Eurostat, w tym samym roku w grupie 65+ pracowało tylko 4,7 proc. Polaków, a średnio w Unii – 5,4 proc.

– Z naszych badań wynika, że trzy czwarte firm w Polsce nie posiada odpowiednich programów pracowniczych dostosowanych do starszego pokolenia. Do pokonania są w pierwszej kolejności stereotypy. Należałoby również jak najszybciej rozważyć wprowadzenie odpowiednich zachęt dla firm, w tym podatkowych, aby dodatkowo zmotywować do częstszego zatrudniania pracowników 50+. Jest to o tyle kluczowe, że bez uruchomienia większego zatrudnienia tej grupy polska gospodarka w długoterminowej perspektywie sobie nie poradzi – twierdzi Maciej Witucki.

Raport BARP zwraca też uwagę na potencjał do zwiększania aktywności zawodowej wśród osób w wieku 15–24 lata, wśród których pracuje tylko 26 proc. (przy średniej w Unii – 33 proc.). Młodym w zdobyciu doświadczenia zawodowego w trakcie nauki pomogłoby upowszechnienie programów praktyk i staży, wzmocnienie współpracy między biznesem i szkołami zawodowymi czy uczelniami.

Programy aktywizacji

Niedobór pracowników może mieć wpływ na wzrost aktywizacji długotrwale bezrobotnych (powyżej 13 miesięcy); w III kwartale 2016 r. grupa ta liczyła prawie 300 tys. osób. Jak twierdzi Łukasz Kozłowski, na razie działania Funduszu Pracy są nastawione głównie na szybkie, doraźne wsparcie bezrobotnych, przydatne osobom, które na krótki czas wypadły z rynku pracy. Jednak tym, którzy poza tym rynkiem są od kilku lat, potrzebne są długotrwałe i dość kosztowne programy.

Anna Karaszewska, szefowa firmy Ingeus, która specjalizuje się w aktywizacji długotrwale bezrobotnych, twierdzi, że dużym problemem jest ich nastawienie. Wiele osób, zwłaszcza tych z niższymi kwalifikacjami i niższym wykształceniem, wyczekuje emerytury i korzysta z pierwszej możliwości, by porzucić pracę. Trzeba budować w nich motywację do pracy, czemu nie sprzyja długi okres ochronny przed emeryturą.

Zdaniem Łukasza Kozłowskiego w zwiększeniu motywacji najmniej zarabiających osób pomogłoby obniżenie klina podatkowego (np. poprzez specjalne ulgi podatkowe), co zwiększyłoby opłacalność pracy.

Innym sposobem zmniejszenia niedoborów kadrowych może być postępująca robotyzacja i automatyzacja, o której w Polsce na razie mało się mówi. Jak jednak wynika z raportu Międzynarodowej Federacji Robotyki (IFR), lata 2014-15 przyniosły wyraźne przyspieszenie automatyzacji w polskich zakładach przemysłowych. Liczba inteligentnych maszyn wykorzystywanych w produkcji wzrosła w 2015 r. do rekordowych 8,1 tys., czyli o 27 proc. w porównaniu z 2014 r. Co prawda liczba robotów przypadających na 10 tys. pracowników (tzw. wskaźnik gęstości robotyzacji) wynosi w Polsce tylko 28, podczas gdy średnia dla Europy wynosi 92, ale według prognoz IFR tempo robotyzacji będzie teraz u nas, podobnie jak w całym regionie, rosło dużo szybciej niż w całej Europie.

Jesienią 2016 r. już 45 proc. polskich firm uczestniczących w badaniu agencji zatrudnienia ManpowerGroup narzekało na problemy ze znalezieniem pracowników. Nie dość, że odsetek pracodawców odczuwających niedobór talentów był najwyższy od sześciu lat, to również wyjątkowo duża grupa firm (36 proc.) wiązała go z brakiem dostępnych kandydatów. Po raz pierwszy od lat wskazywano to jako główny powód problemów rekrutacyjnych.

Sytuacja będzie się powtarzać, gdyż – jak wynika z prognozy demograficznej GUS – w kolejnych latach brak dostępnych kandydatów do pracy może dotknąć jeszcze więcej pracodawców. – To efekt malejącej od 2013 r. podaży pracy w Polsce, która ostatnio zmniejsza się coraz szybciej – mówi Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Najważniejsza jest idea demokracji. Także dla gospodarki
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Wydarzenia Gospodarcze
Polacy szczęśliwsi – nie tylko na swoim
Materiał partnera
Dezinformacja łatwo zmienia cel
Materiał partnera
Miasta idą w kierunku inteligentnego zarządzania
Materiał partnera
Ciągle szukamy nowych rozwiązań