Z takim poglądem na świat kłóci się jednak działanie Prawa i Sprawiedliwości. Nie w sferze socjalnej, bo tę akurat aktywność trzeba poprzeć, o ile są tylko na nią pieniądze. Ale wprowadzanie reform w pośpiechu, niechlujnie i bez konsultacji społecznych musi budzić opór konserwatysty. Skłócenie z Europą, zrażanie sojuszników, markowanie „wstawania z kolan" wrzaskami rozeźlonego bachora, to również nie jest ich opowieść. By nie wspomnieć o przekształceniu mediów publicznych w propagandową tubę partii rządzącej, a zwłaszcza o tym, co dzieje się wokół sądownictwa. Dlatego formacja, w której liczną i najcenniejszą grupą są właśnie katoliccy konserwatyści, zaczyna pękać w szwach.

Weta prezydenta Andrzeja Dudy wobec ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa są na to kolejnym dowodem. Warto też pamiętać o wcześniejszym dystansowaniu się od PiS wielu ważnych postaci z tego kręgu. O rezultatach nie potrafię chwilowo powiedzieć wiele dobrego; może zabrakło odwagi, może prawniczej biegłości? Ale na pewno nie jest to ostatni akt nieposłuszeństwa wobec kierunku, w jakim zmierza Komitet Centralny partii rządzącej. Dlatego nic strasznego się nie stało, że opozycja, która wielu ważnych rzeczy jakoś nie zauważa, nie zauważyła również tego pęknięcia, że – jak trafnie ujął jeden z komentatorów – „miała szewski poniedziałek". Szkoda wprawdzie, że nie wsparła mocniej prezydenta, a nawet odmówiła rozmów. Ale kolejnych okazji nie zabraknie.

Nie uważam, że opozycja powinna przekabacić się na konserwatyzm typu prof. Królikowskiego czy europosła Ujazdowskiego, choć podobne osoby i w opozycji się zdarzają. Powinna natomiast wszelkimi siłami sprzyjać powiększaniu tych pęknięć, pękaniu lodu. Wtedy inne sojusze staną się możliwe. Nie jest bowiem obojętne, czy rządzić nami będą konserwatyści, czy zamordyści i szaleńcy.