Rozlazłość procedur, nikogo niesatysfakcjonujące kompromisy, usankcjonowane prawem kunktatorstwo. A jeszcze do tego ten mozolny trójpodział władzy; nie lepszy byłby jeden przywódca i jego nieodwołalne, ale szybkie i skuteczne rozstrzygnięcia?

Demokracja nie proponuje żadnej fascynującej opowieści, nie rozwija przed nami pociągającej wizji przyszłości. Mają ją tylko systemy oparte na ideologii. Miał ją komunizm, ale odszedł w niesławie, choć może jeszcze powróci w innym opakowaniu. Spektakularną opowieść mają też nacjonaliści, co widać w coraz bardziej tłumnych marszach ONR. Mają religie, bo grzeszny człowiek chętnie oddaje swoją chwiejną wolność w zamian za bezpieczeństwo sumienia.

Owszem, wiemy, że z tego rodzą się dyktatury, dlatego – pomimo wszystko – wolimy demokrację. Ale czy nie wystarczy głosowanie raz na cztery lata i jeszcze do tego żeby nikt nie kontrolował, co sobie wygadujemy i co prywatnie robimy w domu albo w knajpie?

Dlatego nikt nie wyjdzie na ulice bronić sędziów, podobnie jak mało kogo obchodzą sztuczki wokół Trybunału Konstytucyjnego. Sędziowska sitwa przecież za dużo zarabia i niewiele pracuje. Tylko mało kto przewiduje, że uznanie niedawno przez tenże zniewolony Trybunał samego rdzenia samorządu sędziowskiego za niekonstytucyjny otwiera drogę do kolejnych przekrętów. Na przykład do uznania przez ten organ za słuszne przyszłych ustaw sejmowych (wiadomo, kto ma tam większość) zmieniających ordynację, granice okręgów wyborczych i liczbę przypadających na dany okręg posłów, tak aby jedynie słuszna partia miała raz na zawsze zapewnioną przewagę.

A z kogo – proszę zniesmaczonych demokratycznym kunktatorstwem obywateli – składa się obliczająca głosy Państwowa Komisja Wyborcza, jak nie z sędziów właśnie? Wkrótce o ich nominacjach zadecydują politycy rządzącej partii. Obudzimy się jak zwykle za późno! ©?