Ale po co kłamała wtedy, że polscy specjaliści są obecni przy smoleńskich identyfikacjach i wszystko jest pod nadzorem? Po co ówczesny premier i dzisiejszy „prezydent Europy" kłamał, że współpraca z Rosjanami układa się znakomicie? Dopiero gdy wyszły na jaw problemy z odczytem czarnych skrzynek, raportem Anodiny i traktowaniem wraku, nie dało się ukryć drastycznej rzeczywistości.

Bo po co kłamie Antoni Macierewicz, wmawiając nam kolejne wersje zamachu, przynajmniej wiadomo. Podobnie wiadomo, dlaczego pisowscy prokuratorzy nie wspominają tego, co jest oczywiste dla lekarza medycyny sądowej albo specjalisty od katastrof komunikacyjnych: w paroksyzmie wspólnej śmierci ciała są poszarpane, nie sposób ich precyzyjnie oddzielić. Ale przynajmniej wiadomo, że chodzi o oręż walki politycznej. O prawdę nikt nie dba, liczy się skuteczność uderzenia.

W kwietniu 2010 r. rządzący dali pokaz nieudolności i kunktatorstwa. Państwo po raz kolejny okazało się „kamieni kupą". Dzisiejsi rządzący każą nam wierzyć w bombę termobaryczną, co nie wytrzymuje konfrontacji ze znajomością fizyki na poziomie szkoły podstawowej, albo w polonijnych „specjalistów", którzy nigdy katastrofami się nie zajmowali. Domyślam się, że rządzący w 2010 r. ukrywali prawdę, bo wierzyli w mityczny reset stosunków z Rosją, podczas gdy Władimir Putin zimno rozgrywał karty.

W co wierzą rządzący dzisiaj? W naszą naiwność? W głupotę Unii, nieporadność NATO? Państwo, które nie potrafiło sprostać narodowej katastrofie, budzi politowanie. Państwo, które podaje do wierzenia oczywiste bzdury, ośmiesza się jeszcze bardziej.

Byłoby dobrze, gdyby prawda konfrontowała się z kłamstwem. Byłoby jeszcze nieźle, gdybyśmy mieli wybór między niepełnymi prawdami, z których jedna okaże się mocniejsza. Ale gdy mamy tylko wybór między kłamstwami, reakcją jest frustracja, nienawiść, odrzucenie wszystkiego i wszystkich. ©?