Każda partia w następnych wyborach będzie przekonywać, że ta druga wprowadzi program 500-, i w ten sposób zniechęcać wyborców do konkurencji. Wygląda na to, że 500+ nie daje PiS nowych zwolenników. Z tego powodu słychać zresztą żal w prawicowych kuluarach. Politycy nie są w stanie sobie wyobrazić, że ktoś w tym samym czasie prowadzi lekcje czy szuka klientów na samochody i polityka go nie interesuje. Dlatego z czasem niektórzy przestaną kojarzyć, czy 500+ było pomysłem PO czy PiS. Tymczasem dzięki temu, że rząd chwali się swoją prospołeczną polityką przy każdej możliwej okazji, 500+ coraz bardziej kojarzy się z obecną władzą i pozwala jej utrzymywać stabilne poparcie.

Wygląda na to, że politycy nie doceniają Polaków, którzy nie zamierzają oddawać tego, co dostali. Taka już nasza narodowa natura. Kilka wieków, podczas których, aby przeżyć, ludzie dbali przede wszystkim o swoje, zostawiło trwały ślad. Nic tu nie pomoże powtarzanie, że budżet tego nie wytrzyma. W wyborach Polacy nie zagłosują za tym, kto zechce im zabrać gotówkę. Szczególnie centrum polityczne, klasa średnia, czyli lepiej zarabiający (i w większym stopniu dorzucający się do prospołecznej polityki rządu), wkurzą się, gdy usłyszą, że program zostaje, oni nadal płacą, ale już nic nie dostają, gdyż są „bogaczami". Programy takie jak 500+ nie są nagrodą „za biedę". Chodzi w nich też o wsparcie ludzi, którzy inwestują w rozwój dzieci. Polacy nigdy nie zrezygnują z 500+ w zamian za, powiedzmy, powrót starego składu Trybunału Konstytucyjnego. To tak nie działa.

Na pocieszenie wrogom 500+: święta krowa jest jedna. Tylko 500+. Można ciąć wiele innych wydatków socjalnych (minister Rafalska nie robi tego wcale), można zachęcać do wiązania pobierania świadczenia z pracą (rozwiązanie brytyjskie), można zmienić zasady wielu innych świadczeń. Ale 500+ to prawdziwa święta krowa, także dla klasy średniej, i lepiej ją naprawdę zostawić w spokoju.