Nie zabrakło komentatorów, którzy, by tak rzec, rozpłomienili się na wieść o tej decyzji: „Chcemy, by głośno mówić o tym, jak traktowano kobiety, także w naszym kraju” – podsumowuje anonimowa redaktorka oficjalnego portalu miasta Słupsk.pl. „Ulica będzie nosić imię kobiety, która została zamordowana przez urzędników i Kościół za czary” – pisze z kolei na łamach portalu NaTemat.pl niezrównana Anna Dryjańska.

Morderstwo było okrutne. Sęk jednak w tym, że biedna Catharine Papisten, urodzona w Westfalii, a osiadła w brandenburskim Stolp, była luteranką: cały proces inkwizycyjny odbył się (w sposób typowy dla prześladowań czarownic w krajach protestanckich) pod nadzorem magistratu, w mieście, które od czasów Bolesława Chrobrego do przełamania Wału Pomorskiego z Polską, dalibóg, niewiele miało wspólnego, prócz naturalnie handlu suszonymi flądrami.

Co tam: jak mówi zachodniopomorskie przysłowie, zawsze znajdzie się kij, gdy ktoś chce uderzyć psa. Podobną logiką kieruje się Komitet Obrony Demokracji, który w tych dniach wystosował zaproszenie na nadanie skwerowi u rogu Pańskiej i Twardej w Warszawie imienia Martina Luthera Kinga: zebrani mają „uczcić wielkiego Amerykanina i zaprotestować przeciwko #dobrejZmianie”.

Opiewane ongiś przez Jana Pietrzaka „pośmiertne przyjmowanie do partii”, czyli poszukiwanie politycznych antenatów praktykowane jest od dawna. Współcześnie, jak widać, na popularności zyskuje pośmiertne przyjmowanie do panteonu ofiar. Ciekawe, jak daleko potrafi posunąć się w tej kwestii opozycja. Z nadzieją czekam na kolejne ronda i skwery, które pokażą, jak okrutnie PiS traktował w naszym kraju Ormian, jakobitów,  Katarów, starowierów i pierwszych chrześcijan. I neandertalczyków.