Albert Einstein powiedział kiedyś, że jeśli pszczoły znikną, wkrótce to samo stanie się z ludźmi. Światowa produkcja żywności jest w ponad 3/4 uzależniona od kondycji sektora pszczelarskiego. Ponad 84 proc. gatunków roślin uprawianych w Europie jest zależnych od zapylania przez pszczoły. Bilans strat jest bardzo prosty – jeżeli zabraknie nam pszczół, to konsekwencją tego będzie klęska żywnościowa na niespotykaną skalę.
A pszczoły rzeczywiście wymierają w zastraszającym tempie i pozostawiają nas bez alternatywy w rolnictwie i sadownictwie.
Tajemnicza epidemia
Pierwsi śmiertelną epidemię wśród pszczół zaobserwowali pszczelarze w USA. Nikt się nie spodziewał, że w 2006 r. zginie połowa ich amerykańskiej populacji. Nikt do tej pory nie zidentyfikował także ostatecznej przyczyny tak wysokiej śmiertelności wśród tych pożytecznych owadów.
Nowością jest odkrycie, że pszczele rodziny nie są w stanie przetrwać zimy. Ich odporność spadła w ostatnich latach tak znacznie, że niektóre roje giną już jesienią, i to przy dodatnich temperaturach.
Nikt nie wie, co jest bezpośrednią przyczyną tego spadku odporności. Osłabione roje łatwo padają ofiarą takich chorób jak warroza czy nosemoza. Pierwsza z nich jest wywoływana przez roztocza rozwijające się na larwach i dorosłych osobnikach pszczół miodnych. Druga przenoszona jest przez organizmy pasożytnicze, m.in. sporemy, i atakuje głównie robotnice oraz trutnie. Mimo że od lat istnieją leki na obydwie choroby, to ostatnio przestają być skuteczne. Choroba, która dotyka jednego osobnika, niemal zawsze prowadzi do zagłady całego roju. Dlatego Amerykanie nazwali ją syndromem gwałtownego wymierania rodzin pszczelich, określanym skrótem CCD (colony collapse disorder).