Rozpoczął się nabór do świetlic szkolnych. Od tego, jak dużo dzieci zostanie do nich zapisanych, zależy liczba etatów nauczycielskich. Ci, którym w wyniku zmian obniżono wymiar etatu, mają nadzieję, że w nich je uzupełnią.
Wiadomo już, że zwiększy się liczba opiekunów w świetlicach w Warszawie. – W zeszłym roku szkolnym były to 2330 osoby, na ten rok planujemy 2382 osoby – zapowiada Katarzyna Pieńkowska ze stołecznego ratusza. Z kolei w skierniewickich szkołach dla nauczycieli zatrudnionych w świetlicach przewidziano łącznie 30,5 etatu. – W bieżącym roku szkolnym nie planujemy wzrostu tej liczby etatów – zapowiada Przemysław Rybicki z urzędu miasta. – Jednak dyrektorzy szkół zgłaszają nam, że są chętni do pracy na tym stanowisku.
W ośmiu szkołach podstawowych w Kołobrzegu i jednym gimnazjum zatrudnionych jest 40 nauczycieli świetlic. W pięciu z nich doszła od września jedna osoba. W sześciu szkołach zajęcia w świetlicy przydzielono innym nauczycielom. – Najczęściej dostali tam pół etatu, choć byli i tacy, którzy mają 0,2 etatu – wylicza Michał Kujaczyński, rzecznik prezydenta Kołobrzegu.
W Poznaniu w arkuszach organizacji szkoły w maju zatwierdzono 420 etatów wychowawców świetlic (bez szkół specjalnych). – W sumie pracują tam 592 osoby. Wynika stąd, że część osób realizujących etaty świetlicowe nie ma pełnego etatu. Najczęściej są to godziny dla nauczycieli, którzy uzupełniają w świetlicy podstawowe pensum – przyznaje Hanna Surma, rzecznik prezydenta Poznania. Dodaje, że na wniosek dyrektorów szkół od 1 września corocznie zwiększana jest pula etatów w świetlicy, a wynika to z deklaracji rodziców o korzystaniu przez ich dzieci z opieki świetlicowej. – Planujemy dodatkowo uruchomić 20 etatów – mówi rzeczniczka.
Małgorzata Tabaszewska z krakowskiego ratusza zapowiada, że od września 2017 r. wzrośnie liczba etatów wychowawców świetlicy. – Można tak prognozować na podstawie arkuszy organizacji pracy szkół składanych we wcześniejszych latach. Etatyzacja świetlicy wynika z faktycznego zapotrzebowania na opiekę nad dziećmi, których praca zawodowa rodziców nie pozwala na odbieranie ich ze szkoły bezpośrednio po zakończeniu zajęć – tłumaczy urzędniczka.