Rolf Nikel otrzymał od polskiego ministra esemesa z prośbą o możliwość szybkiego spotkania w sobotę wieczorem, gdy wypoczywał w Sopocie. Przerwał urlop i w poniedziałek rano był już w budynku przy warszawskiej al. Szucha. Taki pośpiech wydawał się jednak dość podejrzany, bo już wcześniej Nikel uzgodnił spotkanie z Witoldem Waszczykowskim na najbliższy czwartek.
– Nie traktujemy tego jako wezwania do MSZ, tylko jako przyjazne zaproszenie na rozmowę, bo nie otrzymaliśmy formalnej noty od polskich władz – mówią jednak niemieckie źródła dyplomatyczne.
Sam Waszczykowski zapewniał po spotkaniu: chcieliśmy po prostu wyjaśnić, czemu służyły krytyczne wypowiedzi niektórych niemieckich polityków, uzgodniliśmy, mam nadzieję, że nie będzie się to już zdarzało.
Inicjatywa Waszczykowskiego jest ryzykowna, bo choć do tej pory niemieccy politycy, tacy jak szef europarlamentu Martin Schulz czy komisarz Günther Oettinger, ostro krytykowali polskie władze, to od takiej krytyki wstrzymywali się przedstawiciele niemieckiego rządu. Teraz spór zaczyna nabierać charakteru dwustronnego.
Polscy dyplomaci zresztą przyznają: to spotkanie miało uspokoić stosunki między Berlinem a Warszawą, co zresztą od kilku tygodni próbuje robić sam szef MSZ, udzielając wywiadów także niemieckim mediom. Jednak, jak pokazuje choćby przykład ostatniego – zdaniem MSZ wypaczonego przez brytyjskich dziennikarzy – wywiadu dla Agencji Reutera lub rozmowy z niemieckim „Der Spiegel", działania takie nie przynoszą zamierzonego efektu.