Na płaszczyźnie narodowej nie mamy szans na wyjście bez poważnych strat z konfrontacji z Żydami. Ich w czasie drugiej wojny światowej zginęło około 6 milionów, nas nie więcej niż 2,5 miliona. Używany przez naszych rodaków argument, iż Polska poniosła stratę w postaci śmierci 6 milionów swych obywateli, jest bałamutny, bowiem połowa z tej liczby to właśnie polscy Żydzi, a około pół miliona stanowili obywatele II RP pochodzenia ukraińskiego, białoruskiego i… niemieckiego. Dlatego licytacja o to, kto bardziej ucierpiał, nie ma z naszego puntu widzenia sensu.
Tym bardziej, że jeszcze jedna okrutna statystyka nie pozwala stronie polskiej na udział w sporze o to, który naród bardziej ucierpiał ze strony okupanta: procent tych, którzy przeżyli. W odniesieniu do Żydów ten współczynnik waha się na poziomie zaledwie 10% (na ziemiach polskich spadając prawie do zera), podczas gdy wobec Polaków wynosi około 90%. Tak – w latach 1939-45 zginęło 9 na 10 Żydów i co dziesiąty Polak. Na marginesie – w państwach kolaborujących lub współdziałających z Hitlerem, procent Żydów, którym udało się przetrwać był zaskakująco wysoki. Timothy Snyder w swej książce „Czarna ziemia” przytacza dane mówiące o tym, że tak się stało w odniesieniu do 2/3 rumuńskich Żydów, połowy węgierskich, 3/4 bułgarskich, czy… 4/5 włoskich! Działo się tak nie dlatego, że w porównaniu z Polakami obywatele tamtych państw byli mniej antysemiccy, ale dlatego, że zachowano w nich suwerenność i dzięki temu mogli oni chronić „swoich” Żydów.
Drugim powodem, dla którego w obecnej chwili powinniśmy porzucić kryterium narodowe na rzecz państwowego, jest różnica w tym, jak zachowywali się w czasie wojny Polacy, a jak państwo polskie. To drugie walczyło w nazistami od pierwszego dnia, wspomagało Żydów, utworzyło Żegotę, zabijało szmalcowników. Funkcjonariuszami tego państwa byli Jan Karski, Irena Sendler, rtm. Pilecki. Państwu polskiemu w interesującej nas materii nie można nic zarzucić.
A Polacy? Jak oni się zachowywali? Według różnych szacunków w pomoc Żydom zaangażowanych było od 300 tysięcy do miliona z naszych rodaków. Od kilkudziesięciu do 200 tysięcy z kolei brało udział w zabójstwach, rabunkach, donosicielstwie wobec naszych żydowskich sąsiadów. Dokładne szacunki nie są dziś możliwe, ale przyjmijmy, że po zsumowaniu, i uwzględnieniu marginesu błędu, w jakąkolwiek aktywność wobec Żydów (pomoc lub mordowanie, ratowanie lub donoszenie) zaangażowanych było około miliona Polaków. Biorąc pod uwagę, że w było ich wówczas około 25 milionów (1/3 przedwojennej RP była mniejszościami narodowymi), musimy dojść do wniosku, że wobec swych żydowskich sąsiadów aktywnie odnosiło się około 4-5% narodu polskiego. Oznacza to, że około 95% Polaków była wobec ich losu… no właśnie – obojętna? bierna? zdystansowana?
Dobór odpowiednich słów zależy już od intencji ich użytkownika. Ale jakiekolwiek one będą, bezspornym faktem pozostaje to, że w działalność prożydowską lub antyżydowską angażował się margines naszego narodu, a jego przygniatająca część pozostała bez reakcji na holocaust. Różne mogły być tej bierności motywacje – strach (pewnie najczęstszy), lęk, przerażanie skalą okrucieństwa, radość z losu nielubianych „obcych”, oczekiwanie na ich majątki. Dziś nie sposób zbadać jaki procent tej przyglądającej się z dystansu polskiej większości oddawał się jakim uczuciom, a przypisanie całości jednej motywacji na pewno musi zakończyć się mistyfikacją i nieuzasadnionymi uproszczeniami.