W Berlinie spotykają się dwie kobiety,szefowe rządów, które w pewnym sensie mają wspólną polityczną przeszłość. Angela Merkel jest wybranką Helmuta Kohla, bez którego nie tyle pomocy, co jawnej protekcji nie wkroczyłaby na scenę polityczną. Jednak to wyłącznie podejmowanym przez siebie trudnym decyzjom osobistym i w swej partii CDU, zawdzięcza, że jest dzisiaj najbardziej wpływową kobietą na świecie.
Beata Szydło także zawdzięcza swoją pozycję przewodniczącemu ugrupowania, którego jest członkiem. Pani Merkel była w takiej sytuacji w latach 90. ubiegłego wieku. Potem jej drogi z mentorem się rozeszły. Helmut Kohl wpadł w tarapaty z powodu afery z nielegalnym finansowanie CDU i nastał czas "dziewczyny Kohla" jak ją wtedy nazywano.
Wkrótce w białych rękawiczkach, ale brutalnie wykosiła swych męskich konkurentów w partii. Pani kanclerz nie udzieli zapewne Beacie Szydło żadnych rad, jak to się robi. Trudno przypuszczać, aby Beata Szydło była zainteresowana.
Angela Merkel ma też nieporównywanie większe doświadczenie w relacjach z Polską niż premier polskiego rządu w kształtowaniu relacji z Niemcami. Na dobrą sprawę nie ma innego przywódcy w Europie, który byłby lepiej merytorycznie przygotowany do dialogu z nowym polskim gabinetem niż szefowa niemieckiego rządu.
To ona prowadziła z prezydentem Lechem Kaczyńskim długie rozmowy, między innymi w rezydencji na Helu. Zna doskonale Jarosława Kaczyńskiego. To w czasie niemieckiej prezydencji w UE trwały do ostatniej chwili dramatyczne negocjacje na temat traktatu lizbońskiego i niezrozumiałej polskiej propozycji obliczania głosów w Radzie UE według formuły pierwiastka kwadratowego.