Berliński debiut Beaty Szydło

Dopiero w trzy miesiące po objęciu rządów premier Beata Szydło udała się do stolicy najważniejszego partnera Polski. Berlinowi trudno zrozumieć, że ważniejszy jest Budapeszt.

Aktualizacja: 12.02.2016 09:48 Publikacja: 12.02.2016 09:24

Premier Beata Szydło na lotnisku przed wylotem do Berlina

Premier Beata Szydło na lotnisku przed wylotem do Berlina

Foto: PAP/Radek Pietruszka

W Berlinie spotykają się dwie kobiety,szefowe rządów, które w pewnym sensie mają wspólną polityczną przeszłość. Angela Merkel jest wybranką Helmuta Kohla, bez którego nie tyle pomocy, co jawnej protekcji nie wkroczyłaby na scenę polityczną. Jednak to wyłącznie podejmowanym przez siebie trudnym decyzjom osobistym i w swej partii CDU, zawdzięcza, że jest dzisiaj najbardziej wpływową kobietą na świecie.

Beata Szydło także zawdzięcza swoją pozycję przewodniczącemu ugrupowania, którego jest członkiem. Pani Merkel była w takiej sytuacji w latach 90. ubiegłego wieku. Potem jej drogi z mentorem się rozeszły. Helmut Kohl wpadł w tarapaty z powodu afery z nielegalnym finansowanie CDU i nastał czas "dziewczyny Kohla" jak ją wtedy nazywano.

Wkrótce w białych rękawiczkach, ale brutalnie wykosiła swych męskich konkurentów w partii. Pani kanclerz nie udzieli zapewne Beacie Szydło żadnych rad, jak to się robi. Trudno przypuszczać, aby Beata Szydło była zainteresowana.

Angela Merkel ma też nieporównywanie większe doświadczenie w relacjach z Polską niż premier polskiego rządu w kształtowaniu relacji z Niemcami. Na dobrą sprawę nie ma innego przywódcy w Europie, który byłby lepiej merytorycznie przygotowany do dialogu z nowym polskim gabinetem niż szefowa niemieckiego rządu.

To ona prowadziła z prezydentem Lechem Kaczyńskim długie rozmowy, między innymi w rezydencji na Helu. Zna doskonale Jarosława Kaczyńskiego. To w czasie niemieckiej prezydencji w UE trwały do ostatniej chwili dramatyczne negocjacje na temat traktatu lizbońskiego i niezrozumiałej polskiej propozycji obliczania głosów w Radzie UE według formuły pierwiastka kwadratowego.

Doskonale znają szefa polskiej elity rządzącej także inni członkowie rządu pani kanclerz. W okresie największego napięcia w relacjach polsko-niemieckich w połowie ubiegłej dekady szefem dyplomacji był Frank-Walter Steinmeier. Trzy tygodnie temu odwiedził Warszawę. Nie krył swej irytacji z wypowiedzi niektórych polityków obozu rządowego, przypominających Niemcom ich nazistowską przeszłość.

Także wicekanclerz i minister gospodarki Niemiec Sigmar Gabriel, członek gabinetu Merkel z czasów zimnej wojny polsko-niemieckiej w latach 2005 -2007, doskonale zna polskie realia. W Warszawie gościł kilka dni temu.

Jednym słowem niemiecki rząd jest doskonale przygotowany do dialogu. Przy tym w Polsce działają liczne niemieckie fundacje, są eksperci i funkcjonują liczne programy, za niemieckie pieniądze. W Polsce na stałe działa kilkunastu niemieckich dziennikarzy z najważniejszych mediów. W Niemczech polskich korespondentów policzyć można na palcach jednej ręki. Dysproporcja jest jeszcze większa, jeżeli wziąć pod uwagę środki materialne czy finansowe, jakie mają do dyspozycji  niemieccy dziennikarze w porównaniu z bardziej niż skromnymi możliwościami polskich mediów w Niemczech.

Nie znaczy to, że obywatele Niemiec wiedzą o Polsce więcej niż Polacy o Niemczech. Jest wręcz odwrotnie. Ale niemieckie elity rządzące mają z pewnością większe rozeznanie na temat Polski niż polscy politycy o Niemczech.

Co z tego wynika? Wiele rzeczy. Na przykład to, że do Warszawy z trudem dociera przesłanie o tym, że dla Berlina nic nie ma większego znaczenia jak opanowanie kryzysu imigracyjnego. Przy tym rząd Merkel nie oczekuje od Warszawy zgody na przyjmowanie wielu tysięcy uchodźców, lecz aby ważny z niemieckiego punktu widzenia sojusznik nie przeszkadzał w poszukiwaniu rozwiązania tego problemu na płaszczyźnie europejskiej.

Berlin nie jest też w stanie zrozumieć, dlaczego premier Beata Szydło dopiero  kwartał po objęciu urzędu zdecydowała się na podróż do stolicy Niemiec. Jak i priorytetów polskiej polityki zagranicznej i stawianiu Wielkiej Brytanii na pierwszym miejscu wśród europejskich sojuszników Polski. Dla Niemców to afront. Ale nie w kategorii relacji bilateralnych, lecz w odniesieniu do realizacji najważniejszej linii niemieckiej polityki, jaką jest umacnianie Unii Europejskiej, czemu Londyn jest przeciwny.

Lista polsko-niemieckich kontrowersji jest długa i zapewne zostanie omówiona w czasie wizyty Beaty Szydło w Berlinie. Nie znaczy to, że zostaną rozwiązane. Niemcy nie mają w zasadzie nic przeciwko Nord Stream II i nie są zachwyceni naleganiem Polski na stałe bazy NATO na wschodniej flance Sojuszu. Mają też inne wyobrażenie o polityce energetycznej UE.

Do tego dochodzą sprawy czysto bilateralne, jak np. problem statusu niemieckiej Polonii. Czy powinna otrzymać status mniejszości narodowej, jaką cieszy się mniejszość Niemiecka w Polsce? O to zabiegali w przeszłości niektórzy politycy obecnej ekipy rządzącej. Berlin na takie rozwiązanie nigdy się nie zgodzi, argumentując, że takie żądania mogliby przedstawić np. mieszkający w Niemczech Turcy.

Tymczasem w czerwcu mija 25 lat od podpisania polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie i sprawa Polonii wymaga jednoznacznych deklaracji.

Przygotowania do obchodów ćwierćwiecza tego historycznego traktatu będą okazją do uporządkowania relacji polsko-niemieckich po zawirowaniach ostatnich miesięcy. Polskie głosy na temat Niemiec najlepiej odzwierciedla niedawny tytuł w "Bild Zeitung": "Czy Polacy zwariowali". W tym samym "Bildzie" Beata Szydło zapewniała przed przyjazdem do Berlina, że Niemcy są dla Polski "ważnym i bliskim" partnerem w Europie. Jak bliskim, to się wkrótce okaże. I nie zależy to wyłącznie od Warszawy.

W Berlinie spotykają się dwie kobiety,szefowe rządów, które w pewnym sensie mają wspólną polityczną przeszłość. Angela Merkel jest wybranką Helmuta Kohla, bez którego nie tyle pomocy, co jawnej protekcji nie wkroczyłaby na scenę polityczną. Jednak to wyłącznie podejmowanym przez siebie trudnym decyzjom osobistym i w swej partii CDU, zawdzięcza, że jest dzisiaj najbardziej wpływową kobietą na świecie.

Beata Szydło także zawdzięcza swoją pozycję przewodniczącemu ugrupowania, którego jest członkiem. Pani Merkel była w takiej sytuacji w latach 90. ubiegłego wieku. Potem jej drogi z mentorem się rozeszły. Helmut Kohl wpadł w tarapaty z powodu afery z nielegalnym finansowanie CDU i nastał czas "dziewczyny Kohla" jak ją wtedy nazywano.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany